Wtapiał
się w dowolnie mały załom muru, gdy tylko podejrzewał, że
nadciągają jego żołnierze. Potrafił stać niepozornie i
bezszelestnie. Wystarczająco, aby uniknąć odkrycia. Trzeba
przyznać, że żołnierze nie byli szczególnie rozgarnięci i
bynajmniej nie skradali się krokiem polującego geparda. Szli ławą
– wulgarni, głośni i pełni testosteronu wymagającego
rozładowania w dowolnej potyczce, albo chociaż intensywnej,
zbiorowej gimnastyce.
Prężenie
muskułów, przechwałki… Im większy kogut, tym mniejszy mózg.
Gdy szli, otoczenie śmierdziało brutalną siłą, która potrafiła
trwale oszołomić kurki, o równie ubogich rozumkach, za to
cieleśnie bogatych w tkankę miękko porozkładaną zuchwale, by
podkreślić kobiecość, nie pozostawiając żadnych złudzeń. Drób
płci obojga, gdaczący najgłośniej w obrębie jednej płci i
przyglądający się niedwuznacznie drugiej.
W
cieniu pozostawał ten, który zamiast muskułów dysponował
umysłem. Dawno już nauczył się nie chwalić się wprost, lecz
podrzucał sugestie w małych dawkach i słowach zrozumiałych dla
umysłów otępiałych od używek i nie używanych pochopnie.
Ironizował, że przychodzi mu sterować organizmami jednokomórkowymi
skupionymi w stado, chmarę, czy czeredę.
Ów
zbiorowy organizm dysponujący policzalną sumą komórek zachowywał
się podobnie do stada szpaków zbierających się o poranku nad
lasem, by zaatakować sad pełen wiśni. Krążył tężejący,
niespokojny tuman szukając impulsu, który porwie i nada kierunek.
Wtedy już świat się kończył. Ukierunkowany armageddon wyruszał
z niepowstrzymaną siłą, jak marsz ognistych mrówek i pacyfikował
przestrzeń z elementów wrogich. Wrogich, czyli żywych i obcych.
Stado znało tylko dwa pojęcia – my i wróg. Każdy z nich był
częścią stada, piątą kolumną, dodatkiem i nagrodą za
wyjałowienie planety z życia.
Szara
eminencja potrafiła bezgłośnym nakazem poprowadzić zwarcie, samej
pozostając daleko poza zachwyconym wzrokiem stada kurcząt.
Potrafiła też poprowadzić zwiad w taki sposób, by ominąć
krwiożerczą hordę i skorygować kierunek natarcia zgodnie z wolą.
Bezpiecznie było dopiero wtedy, gdy testosteron oszołomił samice,
a estrogen blokując ruch postępowy samczyków zamieni go w ruch
posuwisto-zwrotny, z tempem dyktowanym urywanym, pełnym zachwytu
popiskiwaniem eksploatowanych zawzięcie towarzyszek.
Zostawiał
ich wtedy wiedząc, że bez podszeptu dalej nie pójdą. Prędzej
wytłuką się między sobą. Uśmiechnął się pobłażliwie. Czas
najwyższy znaleźć im generała. Kogoś, kto ma ze trzy komórki, a
mięśni tyle, co cała armia.
Ot i cała prawda o ludziach. Krótko i na temat.
OdpowiedzUsuńniby jaka? że rozumu za grosz?
Usuńczy, że trzeba im przewodnika?
I jedno i drugie
OdpowiedzUsuńwięc dobrze, że znalazłaś.
UsuńW tłumie to nawet ci z komórkami stają się bezmyślni...
OdpowiedzUsuńjak krew na oczy się wyleje, to rozumu nie ma nikt.
Usuń