Brzydki
byłem jak noc, choć do dziś nie wiem, co to porównanie miałoby
wnosić, ale faktem jest niewątpliwym, że strach na mnie patrzeć i
co wrażliwsi mdleli, albo pchali w usta pazury celem ich nerwowej
obróbki. I to bez cienia charakteryzacji. Cóż czynić? W ramach
bezmyślności frywolnej naciągnąłem na łeb prześcieradło. Jak
na meble, których nikt nie będzie używał przez dłuższy czas.
Jakie to amerykańskie…
Prześcieradło
było całkiem świeże – ledwie dwie noce nasączałem je własną
niegodziwością. Stanąłem przed lustrem. Lekki przeciąg dął od
strony okien i rozwiewał powłóczystość materii, tylko moją ewentualną powłóczystość omijał skrupulatnie. Kpił z obrośniętych
czarnym włosiem łydek, ale wybaczyłem mu tę niedyskrecję. I tak
wiedziałem, że fizjonomią, to ja nie tylko nie pociągam, ale
wręcz grzeszę. Baśniowa piękność, która miałaby kaprys mnie
odczarować musiałaby dysponować niezwykle specyficznym gustem i
nietuzinkowymi upodobaniami.
Lustro
bezlitośnie wykazało, że prześcieradło poprawia moje notowania,
lecz i tak „szału nie ma” - wciąż pod kreską i tylko patrzeć, jak koło fortuny przetoczy się po mnie i zmiażdży jak skarabeusza na drodze nieuważnej armii. Może przeciąg
ma rację i warto opalić łydki? Nie słońcem, lecz gazem? Babunia
opalała tak kurczaki, żeby pozbawić je resztek opierzenia.
Śmierdziało nawet w sąsiednim województwie, ale operacja była
skuteczna jak diabli. Sceptycznie podszedłem do tej myśli,
ponieważ, w przeciwieństwie do kurczaka, ja żyłem. Może słońce
spoza strefy klimatyzacji będzie wystarczające, żeby mi sierść
zwiędła niczym słabo podlewane jarzyny?
Cygarem,
tym schowanym na wielką chwilę chwały, wypaliłem w prześcieradle
dziury na oczy, żeby móc samodzielnie ocenić postępy degeneracji,
albo chociaż płowienia sierści. Wahałem się, czy wypalić dziursko również na otwór gębowy, jednak pustynny klimat zniechęcił. Żreć
piach? Za życia? Absolutnie! Dziury na oczy musiały wystarczyć, a
na wierzch zarzuciłem okulary p-słoneczne. Niech walczą o
przetrwanie wzroku. Gdyby były jednocześnie przeciw-piaskowe,
byłoby jeszcze lepiej, ale gogle w tym klimacie występowały
wyłącznie na bardzo egzotycznych zdjęciach.
W
pasie ścisnąłem się sznurkiem – tym, z dzwonka na służbę, a
na nogi nawlokłem podeszwy skórzane z niemożliwie długimi
sznurówkami. Nie wiedziałem, gdzie owe buty mają dziurki, żeby
wyszyć misterny wzór wiązania, a we własnych łydkach nie
zamierzałem ich rzeźbić. Omotałem więc nogi w miarę solidnie,
jak mumię, która podejrzewana jest, że da nogę, zanim zamknie się
ją w siedmiokroć powieloną trumnę. Podeszwy, szczęśliwie
trzymały się, jak gówno trampek na trawniku między blokami, albo guma do żucia dżinsowych pośladków.
Wyszedłem.
Wiatr zachwycony moją odmianą na lepsze podrywał mnie pierwszy raz
w życiu. Aż się zarumieniłem z emocji, gdy sięgnął pod
prześcieradło i chyba zacząłem chichotać po pensjonarsku.
Szliśmy dalej ja i wiatr, który rozswawolił się i obmacywał mnie
daremnie szukając piersi. Piasek kotłował się wszędzie, okulary
nie nadążały z usuwaniem, może zatarły się im wycieraczki? Zdjąłem
je, żeby wygrzebać z oczu choć jedną wydmę, kiedy ktoś wpadł
mi na plecy i sklął od stóp, do głów, nie pomijając epitetów odnoszących się do niewymownych, których nie posiadałem z racji przynależności (nie
wiem, czy słusznej) do płci brzydszej (co z kolei było już nad
wyraz uzasadnioną konsekwencją).
- Ty łysa pi...! Jak leziesz? A gdzie mąż? Brat? Samopas po świeżym? Baba?
Ty się chyba prosisz, żeby cię ukamienować!
Świetne to jest :) Znam takich, co sobie opalali łydki na żywca :D
OdpowiedzUsuńja nie znam. może to i lepiej?
Usuń