Dzieci
moje.
Piszę
do Was list, chociaż zupełnie się nie znamy. Nawet nie wiem, czy w
ogóle jesteście... Ale; jeśli, to chciałem przekazać Wam kilka
ciepłych słów. Nie wiem dokąd wysłać ten list, jednak internet
jest potężnym narzędziem i stwarza szansę, by niemożliwe stało
się rzeczywistością. Mizerną (przyznaję), ale jednak szansę.
Dlatego piszę. Liczę, że uda się Wam przeczytać, zanim na mnie
pluniecie. Szkoda monitora na takiego ojca.
Mam
nadzieję, że trafiłyście na kochających, czułych ojców, którzy
potrafili dać Wam to, czego ja nie dałem. Oni zapewne wykreślili
mnie z pamięci, a tak poważniej, to najprawdopodobniej w ogóle nie
podejrzewali, że byłem początkiem Waszego życia. To nie są
tematy, które dorośli chcą poruszać z dziećmi, a i pomiędzy
rodzicami temat pęta wszelkie słowa, gdyż one gotowe są pogrzebać
nawet bardzo wyrozumiałe i znakomicie zapowiadające się związki.
Nieudaczników z przeszłości lepiej pominąć milczeniem, nawet,
jeśli to milczenie będzie gryzieniem warg i bezsennością nocy.
Nikomu nie są potrzebne fakty. Potrzebna jest wzajemność uczuć,
najlepiej kosztem nieświadomości.
Chyba
miałyście szczęście, że nie trafiłyście na mnie. Może to
gorzkie słowa, jednak ojcem byłem byle jakim. Nieobecnym,
zmęczonym, zbyt nerwowym i nieumiejętnym. Piszę „byłem”, bo
dzieci dorosły i nie potrzebują mnie zupełnie. Same zostały już
rodzicami, a przynajmniej wychowują dzieci jak własne. Nie, żebym
wypominał. Dumny jestem. Być może poradzicie sobie lepiej ode
mnie, czego Wam serdecznie życzę. Bądźcie dobrymi tatusiami i
mamusiami jak z bajek. Nie takimi, o których wspominają mroczne
kroniki i plotki na skwerach dużych blokowisk, czy
pseudo-samarytańskie programy TV.
Ale.
Wróćmy do tematu. Nie chciałem, się ukrywać, ani udawać, że
mnie nie obchodzicie. Nie pozwólcie nikomu wmówić sobie podobnego
absurdu. Kochałbym Was moją nieumiejętną miłością tak, jak
kochałem własne. Niezbyt to zachęcające – przepraszam Was
wszystkie. Człowiek głupi się rodzi i niemądrzejszy umiera.
Dzisiaj, zapewne kochałbym lepiej, dojrzalej, cieplej i bardziej
otwarcie. Ale wtedy, gdy był Wasz czas, gdy najbardziej tego
potrzebowałyście – nie umiałem. Przepraszam.
Cóż
mogę powiedzieć więcej? Żyję wspomnieniami i marzeniami.
Wymyśliłem sobie, że miałyście szczęście spotkać mądrych
ojców, dla których jesteście najwspanialsze na świecie. Takich,
co własną koszulę oddadzą za kromkę chleba dla Was – gdyby
jednak nie, to piszcie – mam jeszcze jakąś koszulinę w szafie, a
i kromka chleba się znajdzie. Piszcie śmiało. Nawet, gdybyście
miały wykląć mnie dożywotnio i opluć. Może, siedząc na dwóch,
zapewne odległych zakończeniach sieci popłaczemy sobie wspólnie
nad moją głupotą, a Waszą niedolą… Albo pomarzymy
z nadzieją,
że mogło być tak pięknie.
Chyba z myślą o podobnych okolicznościach wymyślono antykoncepcję
OdpowiedzUsuńcelibat zresztą też...
UsuńJest ...takie zapomniane i nieużywane słowo :" odpowiedzialność". Dzięki niemu nie ma problemów z adresowaniem listów.
Usuńmało kto dzisiaj kusi się na napisanie listu. nawet, kiedy zna adres.
Usuńniektórzy ojcowie, matki niedoszli, niedoszłe, podejmują odpowiedzialne decyzje.
OdpowiedzUsuńa jednak spory odsetek dzieci wychowywany jest przez innych (zapewne lepszych) ojców niż ci, biologiczni. może to wina matki, a może jej zasługa.
UsuńNiektórzy sprawdzają się dopiero w roli dziadków...
OdpowiedzUsuńżeby zostać dziadkiem wypada najpierw być ojcem. są co prawda rozwiązania, które pomijają wątek ojcostwa, ale chyba nie o to chodzi.
UsuńNo cóż bywa i tak, że na starość by się chciało żeby ktoś pomyślał.
OdpowiedzUsuńna starość chce się też myśleć.
UsuńŻycie to podróż... bycie matką i ojcem to najtrudniejsza podróż, wyjątkowa, pokręcona, intrygująca i wymagająca. To Góra Gór. To pot i łzy... To Góra na której często zawidzą i liny, i raki i czekan. Zawodzi wspinacz...
OdpowiedzUsuńtylko Góra nie zawodzi nigdy. Jest tam i czeka na śmiałka. Bo bez niego ginie w zapomnieniu.
Usuń