Kos, niczym posłuszny piesek prowadził mnie,
kierując się tam, dokąd zamierzałem jeszcze chłodnym porankiem. Nie kluczył,
nie zatrzymywał się na amory, czy ploteczki. Ignorował kołujące eskadry szpacze,
gruchające na parapetach gołębie, czy prześmiesznie nadęte wróble bawiące się w
berka na porośniętym winoroślą ogrodzeniu. Cytrynowe słońce nisko wiszące nad
okolicą trochę przeszkadzało cieszyć się widzeniem, jednak czerwono kwitnące
świerki, czy fioletowe kiście na bzach dało się dostrzec bez problemu. I
magnolię, stojącą po kostki w śmieciach własnych kwiatów – nie wiedzieć czemu
skojarzyło mi się to z kimś, kto właśnie skończył jeść słonecznik, pozbywając
się łupin wprost pod nogi.
Magnolie gubią swoje grube płatki, ale nie kojarzę ich ze śmieciami, jednak nie...
OdpowiedzUsuńbiałe, lub prawie białe, więdnące na brązowo - jak masa papierków. a wokół zielony, pięknie ostrzyżony trawniczek.
Usuń