Dyskretnie mamił doskonałością zatkniętą
na wysmukłej nóżce z pieczołowicie rzeźbionym kryształem czarki przeznaczonej
na szampana z wyrafinowanej półki, dostępnej jedynie wybrańcom. Stał nie na
próżno i nie próżnym było subtelne wnętrze, jednak, miast martini z oliwką, czy
karaibskiego drinka zdobnego w tęczową palemkę… w akwarium pucharu pływały utopione
w białkach żółtka. Trzy. Duże, niemal pomarańczowe.
- Paskudztwo!
Wiedziałem, że nie cierpisz jajek
pod żadną postacią, jednak surowe zdawały się zwielokrotniać pierwotne obrzydzenie.
A przecież stały tam… dla ciebie…
Ileż cierpieć musiałaś, nim przyznałaś,
że pragniesz sięgnąć wysokiego „C”?
- Poćwiczmy – szepnęłaś zarumieniona
– w ekstazie, tłumiącej wstyd przed fałszywą pruderią otoczenia.
Podobno to sposób na struny głosowe, ale dziś to ryzyko zatrucia...
OdpowiedzUsuńjotka
za to, kiedy się uda - śpiew staje się czystszy od nieba.
Usuńnie wiem, czy to naprawdę działa - nie próbowałem, a konsystencja surowego jajka jakoś nie zachęca do prób.