Słońce
przegryzło się przez betonowe ściany i wypełniło nawet zakamarki ciepłem, w
jakim schną pamiętające zimę wilgocie i wczorajsze prania. Czarnopióre ptaki
szukają wytchnienia w gąszczach liści i żywopłotach, ludzie wpasowują się w klimatyzowane
klatki na kołach. Skoszone trawniki łysieją wytrwale, kolarze szukają wiatru we
włosach, jaśminy kwitną, ciężarne kobiety pięknieją w oczach. Tramwaje kuszą
wyprawą na drugi kraniec Miasta, mirabelki i czereśnie puchną na gałęziach,
modrzew mimo niezliczonych igieł uwodzi miękkością, chow chow rudy jak
wiewiórka dyszy ciężko, lecz jeszcze nie spłowiał, więc pewnie młodzieńczym zapałem
się zmachał, a nie cierpieniem od nadmiaru słońca. Szpak kąpie się w kałuży,
lecz czujnie zerka, czy nie grozi mu spotkanie z kołami samochodów dostawczych.
Starszy pan prowadzi staruszkę pod rękę w drodze do im znanej przyszłości –
zapewne nieodległej, bo nogi już nie niosą zbyt dobrze. Może zmierzają do
kwiaciarni, przed którą kwitną kwiaty we wszystkich kolorach świata. Intryguje
mnie myśl, że w mijanych wzrokiem oknach królują orchidee, zamiast dalii,
nasturcji, czy pelargonii.
Ależ się zapatrzyłam na tych rowerzystów z wiatrem we włosach, na ludzi w klimatyzowanych klatkach na kołach, na te mirabelki i tramwaje, na szpaka przeglądającego się w kałuży i staruszków za rękę...
OdpowiedzUsuńTeż dziwi mnie, skąd tyle orchidei, skoro mogłyby być bardziej lokalne kwiaty, a pelargonie to już w ogóle są najlepsze! :)
Aż zapachniało latem...
masz bardzo czuły węch. miło słyszeć.
Usuń