poniedziałek, 14 czerwca 2021

Poza nurtem.

 

O poranku na ulice wypełzły osobniki od wielu lat przygotowywane na wielki głód i wstydliwie chowając głowy pod kapturami ciężkich kurtek wabiły postronny wzrok bladymi stopami wetkniętymi (najwyraźniej z pośpiechu) w letnie sandałki. Nadymałem się jak umiałem, bardziej niż rozdymka tygrysia, jednak doskonałość kuli daleką mi została, gdy z zewsząd dostatek dyskretnie sugerował moją błahość. Szczęściem lato przyszło zaledwie dwie, czy trzy godziny później, skracając tuszę, sukienki i rękawy. Nawet kosy zrudziały i zamiast czernią, mienią się w odcieniach naturalnego zamszu. Z sosnowej gałęzi, nieodległej balkonowym trzewiom dobiega rozpaczliwe wołanie o pomoc – to wróbla rodzina żebrze o strawę dla drobiazgu (szyderca zauważy natychmiast, że słowo „drobiazg” w przypadku wróbli jest niewyszukany, a „narybek”, czy „plankton”, to już lekka przesada w odniesieniu do opierzających się piskląt). Robinia włochata, szczeciniasta wabi naręczami kwiatów zebranych w kiście, jednak nos w panice szykuje ciało d odwrotu. I teraz już nie wiem, czy to gatunkowa przypadłość, czy drzewo nażarło się padliny i potrafi skusić jedynie bardzo wyrafinowane jednostki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz