Płakałaś zanim poprosiłem. Przytulałem, świadomy
nieuchronnej porażki.
Płakałaś, mimo wzajemnej gorączki - nie dojrzewaliśmy
w alkowej, lecz w publicznej przestrzeni, gdzie łzy stanowiły zalążek ekscesu, gorących
komentarzy, jakim bliżej sensacji, wydłubanej między śniadaniem okraszonym szwarcwaldzką
szynką, a obiadem pełnym subtelności utopionych w beszamelowym sosie,
okraszonym zieleniną, uwiarygodniającą domniemaną świeżość potraw, a gorzką prawdą.
Kły kamienie nerkowe i guziki marynarki z premedytacją epoksydowane, by udawać
kość pterozaura. Nie wierzyłaś, bo kobiety widzą fakty, zamiast mrzonek, jednak
słuchałaś zachłannie kłamstw… Że kocham, pragnę i nie znam jutra bez ciebie.
Płakałaś, a mimo to zakwitłaś, gdy ja płonąłem. Piekłem
byłem tobie, czy niebem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz