Dziwnie
tak, kiedy krokusy zdążyły zwiędnąć, a wiosna zrobiła w tył zwrot i poszła tam,
skąd jeszcze nie nadeszła. Tylko sroki natrząsają się z tego niezdecydowania, a
słońce wybałusza złote oko i patrzy na zmarznięte owoce zdobiące żywopłoty i
zastygłe w pół kroku drzewa. Cienie wciąż długie, sunące pomiędzy bloki
sterczące martwo i dumnie pod niebo pozbawione chmur. Miastem snują się
porzucone bezpańsko aromaty, którym udało się uciec z cudzych prywatności i
niepewność oswajana każdego dnia, albo zgoła nocą bezsenna zrodzone. W
dzieciach nadzieja, bo one ciągle potrafią się śmiać.
Trzeba działać, jutro idę utopić marzannę!
OdpowiedzUsuńwyjmij jej drobne z kieszeni - szkoda, żeby się zmarnowały. i paszport, żeby utrudnić dochodzenie tożsamości topielicy.
UsuńPrzebiśniegi nadal dorodne, a bazie coraz większe, więc to tylko mały krok wstecz...
OdpowiedzUsuńbazie tylko czekają, aż je ktoś pogłaszcze.
UsuńNa pewno wróci. Zawsze o tej porze się dąsa.
OdpowiedzUsuńoby wróciła jeszcze dla nas.
Usuń