Dreptały
obok. Takie małe, powtarzalne, jak mrówki. Jeden w drugiego identyczni niczym
krople wody. Nawet zwroty robiły razem, zamiast toczyć się lawiną po bezkresie.
Szliśmy więc, a oni (chyba) pilnowali się, żebym ich nie zdeptał. Ja? Zanim ich
dostrzegłem poruszałem się dość przypadkowo, a teraz mi wstyd. Z drugiej strony
– po kiego czorta snują się pod nogami. Ciekawe, czy gdybym nadepnął takiego,
to zacząłby zgrzytać trybami, czy może wyturlałaby się z niego pestka jak z
czereśni? Może spróbować? Paskudny uśmiech wytoczyłem na zewnątrz, ale oni
chyba domyślili się, bo nieco zwarli szyki i trzeszczeli bardziej stanowczo.
Postawiłem but na pierwszym lepszym. Pod podeszwą zmieściło się ich ze
trzydziestu. A kiedy przeniosłem nacisk nie wydarzyło się nic. Nie zgrzytali.
Szli dalej, a moje stopy zaczęły oddalać się od siebie, aż poczułem ból w
kroku. Nigdy nie umiałem zrobić szpagatu, być może z powodu płci, być może z
lenistwa.
A oni
szli i nieśli na łbach moją stopę. Kląłem w myślach własną pochopność, czując
eskalację bólu. Wreszcie wyrżnąłem na mordę… Znaczy – chciałem wyrżnąć na
mordę, ale zamiast tego wyrżnąłem na ten szeleszczący tłumek. Czułem w
nozdrzach ich metaliczne łebki w hełmach, brodę podtrzymywały zastępy ramion
gęstsze niż kolce na grzbiecie jeża. Kolejne oddziały zajęły się biodrami,
kolanami, czy brzuchem. Nawet nie zwolnili. Tylko grzechotali ciut głośniej, co
jednak trzeba było położyć na karb skróconej odległości mojego ucha od ich epoksydowanych
korpusów. Byłem niesiony, jak jakiś łup wojenny, taca przekąsek, czy ślubna
obrączka przed ołtarz.
Aż się
otrząsnąłem, bo słowo ołtarz dobijało się rytmicznie o epitet „ofiarny”,
pasujące do niego jak imię do nazwiska. Słońce pląsało po moich pośladkach, podszczypując
i pozwalając sobie na wulgarne komentarze, a plener mnie otaczający osuwał się
w przeszłość, kiedy ja, ciągnięty nawet za nozdrza przemieszczałem się ku przyszłości
tajemnej, której obawiałem się coraz mocniej. Jak wstać z tego ruchliwego
taśmociągu? Dźwignąłem tyłek opierając się na kolanie. Drobiazg pode mną
przegrupował się i nie zwalniając tempa pozostałych grup wzmocnił zastępy pod
kolanami i dłońmi. Wstawałem. Wzorem Tytanów – powstawałem z prochu, z niczego,
z woli i misji, że czas najwyższy dokonać czynów godnych epopei. Plankton wciąż
okupował od dołu moje podeszwy, więc bez większego wysiłku podążałem w
nieznanym kierunku, ale już wyglądając godnie.
Ławica
maszerowała niestrudzenie. Żaden nie zakaszlał, nie zasapał się, ani nawet nie
zaklął. Nikt się nie potknął, ani nie rozglądał się na boki. Może mieli jeden,
wspólny umysł? Znowu mnie wzięło na eksperymenty. Uniosłem nogę. Jak bocian. Ta
druga stanowiła niezbyt stabilne oparcie, ale armii niedorostków wystarczało
najwyraźniej. Chyba zgłupiałem, bo nie wiedziałem, co dalej zrobić z tą upienioną
nogą, więc postawiłem ją ostrożnie gdzieś poza zasięgiem chmary i bez zwłoki
przeniosłem ciężar ciała na nią, żeby znów nie wyrżnąć. Udało się! Stałem na
ziemi, a przyszłość przestała mnie napastować! Teraźniejszość dogoniła mnie
wierna jak cień i lekko tylko spłoszona. Armia mikrusów przegrupowywała się –
tym razem w pionie. Budowali wieżę. Jeden wdrapywał się na drugiego i czekał,
aż trzeci stanie mu na głowie. Jak w cyrku. Patrzyłem zachwycony sprawnością i bezwzględną
wiarą, że podstawa wieży nie rozpadnie się pod naciskiem kolejnych pięter.
Wreszcie szmer ucichł, gdy wieża sięgnęła dopiero co uwolnionych nozdrzy. Ciszę
przerwał pojedynczy dźwięk i pojawił się przede mną paragon blednący
błyskawicznie:
-
Trzydzieści cztery pięćdziesiąt, plus piętnaście procent za obsługę –
zagrzechotało metalowe pisklę znajdujące się na szczycie wieży – polecamy nasze
usługi na przyszłość. A może życzy pan sobie kartę stałego klienta? Mamy
szeroki pakiet usług dodatkowych, promocji i nagród?
Olbrzym w kraju Liliputów?
OdpowiedzUsuńCiekawią mnie usługi dodatkowe...
jotka
pizza na telefon? a może TOWARZYSTWO DO FLASZECZKI WRAZ Z FLASZECZKĄ?
Usuń...wraz z flaszeczką? to mało prawdopodobne ;-)
Usuńzamówić na telefon można już wiele, a asortyment wciąż rośnie. firm dowożących przybywa i czas oczekiwania się skraca. wódeczkę do domu przywiezie zwykła taryfa - zamiast wozić Ciebie, kupi i skasuje - licznik plus paragon.
Usuń