Miała
zerwaną zawleczkę, ale machnąłem ręką. Korka zresztą też nie miała, więc
niechybnie była używana, może nawet przeterminowana, albo zgoła pusta. Mało
wybredny jestem, żyjąc w cieniu restauracyjnego śmietnika. Wyrosłem z kaprysów.
Sięgnąłem.
Otworzyła
oczka kaprawe, jak moje i zaszwargotała tak jakoś gołębio. Treści wolę nie
powtarzać, bo reklamowała najstarszy zawód świata.
- Skąd
w niej tyle słów? – dumałem głupawo, gdyż powtarzała wciąż jedno.
Nieco
mnie speszyła monotonną mantrą, więc zawtórowałem z wdziękiem grzechotnika. To
ją zatkało na dobre. Chyba popuściła wszelkimi możliwymi kanałami. Trudno. Sam
we własną bieliznę zajrzeć się bałem. Co mi tam! Wziąłem jak swe. Za włosy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz