poniedziałek, 7 marca 2022

Na wskroś Miasta.

 

Ogon ryżego kota patrolował teren schowany za ogryzionym, mikrym żywopłotem i wydawał się być peryskopem śledzącym ruchy po drugiej stronie. Kobiety wdzięcznie unoszące miękkie tkanki wymodelowane długotrwałą, wyrafinowaną dietą (albo wręcz przeciwnie) cięły pejzaż zdecydowanymi wektorami konieczności i obowiązków. Starszy pan, któremu los nieprzychylny gwałtem przedawnionym usiłował wyrzeźbić na policzku pośladki studiował nieaktualny rozkład jazdy. W miejskiej komunikacji przysiadła się pani pachnąca gorzką czekoladą i grubo ciętym tytoniem na wagę. Uzbrojona w szturmowe szpony dalekiego zasięgu perfidnie zakamuflowane niewinnym różem niezwykle dyskretnie torowała mi drogę przez Miasto, wyznaczając przystanki przesiadkowe i ochraniała moje nikczemne zaplecze nie zważając na kompletny brak zrozumienia dla jej profesjonalizmu. Dębom zarumieniły się końce najmłodszych włosów – zupełnie jak tej pani, co skrywała wiśniową głowę pod czarnym kapturem, usiłując nie być złośliwą na widok innej, czarnowłosej pod bordową czapką. Forsycje i inne krzewy zaczynają już ssać matkę ziemię, aż im pąki pęcznieją i tylko patrzeć, kiedy pękną, rodząc urodzaj barw. Lekko cywilizowana jeżyna, przycupnięta na skraju chodnika też utyka pomiędzy sztywnymi kolcami puchatą nie-zieleń. Marzną mi uszy na widok staruszków ciągniętych przez psy spieszące pod najbliższą latarnię, czy drzewo mniej wyeksploatowane od innych. Słońce wciąż oślepia, zamiast ogrzewać. Ale zmieni zdanie. Na pewno. Kropla drąży skałę. Nawet, gdy jest zaledwie kroplą porannie złocistej ekspresji udomowionych wilków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz