Pan spuchnięty w kroku przemieszczał się
raczej sztywno, niż z wdziękiem, z jakim szła pani cieleśnie rozpasana, czekająca na zachwyt dojrzałego Rubensa. Fakt, że oboje mieli nosy wbite w monitory niczego nie zmieniał, może tylko podbił
moją nieprzypadkową złośliwostkę zauważenia. Doskonale zorganizowana piękna pani
odprowadzała śliczną córkę na przystanek, przy okazji pozwalając urodziwemu psu
na poranną toaletę. Kondensacja piękna zbiorowo niepostrzeżenie zmierzała także w stronę
kiczu, bo niebo nad nimi zagorzało różami i chabrami, a zimne słońce zaczynało
malować piegi na rumianych buziach, gdy pies wyrwał się niczym Filip z konopi i
postarał o kontrapunkt zadzierając bezwstydnie nogę i celując w pień dopiero co
ostrzyżonego klonu.
Takie kicze i takie obrazki to ja lubię, w nerwowych czasach dają ostoję.
OdpowiedzUsuńczyli czas wyjść miedzy ludzi i popatrzyć zamiast popijać wystygłą herbatką leki na uspokojenie.
Usuń