Bladofioletowe krokusy wyrosły pomiędzy
zatłoczonymi pasami ruchu gęściej niż pszenica na polach, barwiąc świat niezbyt
intensywnie, ale tuż obok żonkile i tulipany chwaliły się bez zbędnej
subtelności. Jakaś pani uśmiechnęła się do mnie ze wschodnim akcentem, chwilę
później ptaszek mniejszy od mojego mniemania na ich temat zignorował mnie
kompletnie. Nie dzieje się nic. Miasto połyka ludzi i nie wypluwa żadnych
resztek. Z bocznych uliczek i wjazdów wyroiły się samochody łypiąc mrugając
oczyma jakby chciały pozbyć się piasku spod powiek. Staruszka starannie
wymiatała z chodnika ślady przeszłości rozpasanej pozostawiając bez zauważenia
zagubioną kartę SIM. Piękna pani ozdabiała wątłym konturem wnętrze kabiny
samochodu powarkującego na inne oczekujące przychylności świetlnych fal. Na
ogrodzonym od lat nieużytku ktoś przewrócił panoszące się tam samosiejki
robinii i topól więc zapewne wkrótce zaroi się tam od odblaskowych kamizelek i
kasków ochraniających mózgi budowlańców. Na pocieszenie schyliłem się pod
sosenkami, bo schylam się pod nie od paru lat, żeby podnieść piękne szyszki
potrafiące boleśnie pokaleczyć nieostrożne palce.
piątek, 18 marca 2022
Opłotkami.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz