Naprawdę warto wyjść z domu wiosennym
porankiem, choć śnieg i ziąb. Absolutnie nie kpię. W samym centrum Miasta
spotykam gościa ubranego w szlafrok! Spod kaptura nie wystaje nawet czubek nosa.
Łysa dziewczyna szła szczebiocząc z koleżanką. Obie szczuplejsze od okazów
anatomicznych, co zastanawia wielokrotnym powtórzeniem. Szczególnie, kiedy mój
wzrok potyka się o parkę brunetek, z których jedna, śmiejąc się beztrosko,
wydaje się mieć za wąską twarz na tak szeroki uśmiech. Mijam czarny biustonosz pasący
się bezpańsko (Bezpanieńsko?) na wymizerowanym trawniczku wystarczająco
długo, by się zaokrąglił i nabrał miłych dla oka (Oka?) wypukłości. Czyli głód
go nie dopadł. I ani myśli osiwieć czy zatonąć w depresjach. Aby nie popaść w erotomaństwo, zerkam na psy
odległe sobie i pragnące ten stan rzeczy zmienić. Zapalczywie merdają ogonami, stwarzając
ryzyko, że te odkręcą się bezpowrotnie, jednak ich właściciele nie czują
podobnej mięty i ściągają wędzidła. Widać przeciwieństwo płci nie była wystarczające.
Może różnica wieku, rasy, czy niewerbalnych wartości wpływa na obojętność? Wracając
komunikacją miejską proponuję samemu sobie zabawę w zbezczeszczanie słów, aż staną
się nieczytelne, choć dźwiękiem przypomną o oryginale. Chwilowo prowadzi słowotwór:
RZELASKO, jednak RZUŁTKO niewiele mu ustępuje. Kontynuuję zabawę, bo drogi szmat
przede mną: TRZCIĆ, JAPKO, PRZCZELASZ, STRZELINA, CHÓFIEC, KRUFKA. Wysiadam. To
za wiele nawet dla mnie.
Może być jeszcze Uć, z główną ulicą Piotrkowską.
OdpowiedzUsuńalbo Udź z taką samą główną ulicą - równie nieczytelne.
Usuń