Zebrało mi się wczorajszego popołudnia
na tęsknoty za większym towarzystwem, więc poszedłem do Rynku. Wiadomo –
nigdzie nie spotkam więcej ludzi, chyba że trafię przypadkiem na jakaś paradę,
demonstrację, albo na dostawę do Biedronki, gdy pojawi się mąka bez
reglamentacji. No i miałem za swoje. Na dzień dobry młody facet w bluzie ze
szczelnie nasuniętym kapturem, za to w krótkich spodenkach, penetrował czarną
dziurą owego kaptura okolicę pełną niewiast z dziećmi ukrywając intencje i
emocje w zaciszu ciepłego kokonu. A chwilę później pojawił się ON. Masakra.
Niezwykle elegancki, trochę jakby sprzed kilkudziesięciu lat. Garnitur nie
mogący się zdecydować, czy jest czarnym, czy granatowym, ukrywał się skromnie pod długim
płaszczem, a skórzana teczka dodawała grozy widzeniu. Czarne włosy zaczesane
gładko do tyłu, facjata jeszcze gładsza, niepokalana zarostem. Gdy kroczył, nawet
powietrze rozstępowało się przed nim. Pomyślałem, że na pewno prowadzi
niezwykłe życie zawodowe. Może preparuje oczy tak delikatnie, żeby nosiciel nie
rozpoznał utraty? Albo dłonie w celu dyskretnego minięcia bio-zabezpieczeń
sejfów? Wszedł do kawiarnianego ogródka, omiatając wzrokiem zagrożenia, względnie konkurencję. Byłem pewien, że kelnerkom zmiękły nogi, a on zamówi co najwyżej
niegazowaną wodę mineralną w cenie pozwalającej zjeść wystawny obiad w mlecznym
barze. Opętany widzeniem minąłem granitowe kule rozsypane po centralnym
deptaku, mimochodem nazywając je trójwymiarowym palindromem – z którejkolwiek
strony by na nie nie patrzeć – zawsze będą kulami. Wspak i z prawa na lewo.
Na ulicach rozmaitości. Ludzie są tak różni, że o każdym można pisać długie powieści pełne domysłów. A gdyby podejść i zagaić? Gdyby te opowieści miały zamienić się w krótkie biografie o jednej chwili rozmowy?
OdpowiedzUsuńwtedy spałbym chyba na ulicy. bo spora grupka ludzi chyba chciałaby pogadać i poopowiadać. i nie byłyby to krótkie streszczenia tylko sagi.
Usuń