Pięć groszy hartowało się zawzięcie na
chodnikowych płytkach, ignorowane przez dorodne niewiasty otulone czarnym skrzydłem
parasola. Szły w szalikach z metkami merdającymi wesoło tuż przed lekko
zadartym nosem, wiedzione psią uprzężą w siną dal, albo wpatrzone w marszowy
rytm czarniejszych od kosa buciorów. Jakiś pan stąpający ostrożnie po granicy
dzielącej widzialne od niedostępnego oczom ograniczonym do skromnego wycinka
fal mijał mnie wpatrzony w tajemnice, wizualizując lęk siwiejącymi skrońmi.
Lepiej nie wiedzieć. Mogłem mu podpowiedzieć że tam, niedaleko, leży gumowa, dziurawa
piłka fioletowej maści, z której bez trudu zdołałby wykroić dwa przyzwoite
czepki kąpielowe, w sam raz na poranną pluchę. Być może przy okazji osłoniłby
zmysły przed naporem niewidzialnej grozy. Rowery brykają w osiedlowych
stojakach i tylko patrzeć, jak zaczną parskać u koniowiązu. Szpaki rozpierzchły się po
osiedlowych latarniach sądząc, że ich światło ogrzeje puste po całonocnym
poście brzuszki. Za to kos chwalący się dostatnim życiem bezwstydnie demonstrował
wypasiony brzuszek z wysokości pokrytego klinkierem murku. Pewnie żonka przygotowuje mu śniadanko, zanim weźmie prysznic.
Drobnych monet chyba nikt już nie zbiera, zwłaszcza z brudnego chodnika...
OdpowiedzUsuńzaczekaj, aż chleb zaczną sprzedawać po dziesięć złotych za ćwierć kilo.
Usuń