Nie
obrazi mnie nikt, nazywając płaskoziemcem. Nie poradzę zbyt energicznie, że to
co w zasięgu wzroku, interesuje mnie, a resztę ignoruję, nie siląc się na uzasadnienie.
Od urodzenia potrafię żyć bez Portugalii, aplikacji wiedzących lepiej ode mnie
co chcę zjeść, z kim i gdzie. A ewentualna niepewność gdy zwątpię, czy księżyc wskazuje
mój dom, czy bliższy prawdy będzie mój cień – raczej pobudzi mnie, niż spowoduje
rozstrój żołądka, czy depresję, przy której Żuławy zwiędną, żółknąc z
zazdrości.
Uwielbiam
być wsobny, swój, sąsiedzko rozpoznawalny bez pudła. Obcy przyjezdnym, na
których zerkam, jakby właśnie przybyli z Marsa. Po co? Nie do końca rozumiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz