poniedziałek, 14 marca 2022

Potyczka gigantów.

 

Yum z Krausenem stanęli w drzwiach zbyt wąskich na ich kibicie odległe od niewieścich o lata świetlne wzdłuż dodatniego wektora skali czasu. Obaj chcieli wejść, jednak globalny gabaryt doprowadził do konfliktu, który bezsłownie eskalował. Wszak pępkami witali się już z wnętrzem, jednak zady mieli wciąż narażone na bezpośrednią agresję czynników zewnętrznych, czego zdecydowana większość samców (określonych dowolną literką alfabetu greckiego) raczej nie zaakceptuje, a co dopiero wspomnieć o ewentualnej przyjemności. Zaplecza bioder subtelność poety nie pozwala mi nazwać słowem, gdyż każde stałoby się impertynencją, jakiej sam sobie nie wybaczyłbym po kres moich dni - czyli niezbyt długo, obiektywnie konsumując obraz nieskończoności.

 

Tymczasem, pod kopułami pretendentów do miana pioniera roku zaroiły się myśli zuchwałe i zakazane nawet najbardziej uległymi konwencjami pochodzenia świata z wyższej półki kultury, nawykłej do przewlekłego ględzenia pod wpływem alkaloidów, etanolu stężonego ponad wytrzymałość kubków smakowych i stresu dnia minionego, albo jeszcze zuchwalszych substancji wolnych od podejrzeń o neutralność farmakologiczną. Każdy chciał wejść. I marzył od pierwszej świadomej myśli, żeby dokonać niezwykłego czynu jako pierwszy na świecie. Żaden nie był dotknięty cieniem wątpliwości. Żaden nie dopuszczał myśli, jakoby świat starszy od węgla mógł doznać wcześniej tego, czego oni dopiero zamierzali dokonać, by ujarzmić nieznane i podać poskromione obce szczerze wzdychającej wybrance na szczerozłotej tacy.

 

Trofea czaiły się tuż za drzwiami. I chwała wiekuista czyhała, żeby rzucić się na szyję wybrańcowi i ozdobić mu czoło zroszone mozołem laurowym wieńcem, albo chociaż wiankiem stokrotek. Drugi? Historia NIGDY nie poświęca nawet śladowej uwagi przegranym. A jeśli to robi, to w obliczu subiektywnych potrzeb chwili. Musi naprawdę wyeskalować poza zasięg pojęcia i zdrowego rozsądku, by na tron nominować przegrańca. Zdarza się równie często, jak manna z nieba. I dotyka przegranego mocniej, niż boży gniew Prometeusza.

 

Yum drgnął siłą woli i chciejstwem graniczącym z obżarstwem. Krausen podwoił wysiłki, aż mu po brzuchu spłynęła łza niespełnienia. Obaj pchnięci niewidzianym imperatywem napięli zwieracze i nadęli płucami piersi aspirujące kobiecemu rozpasaniu na diecie z kurcząt faszerowanych hormonami wzrostu. Obaj zgodnie popuścili w spodnie, a potok zaiste godny był wysiłku włożonemu w osiągnięcie prymatu. Brzuszyska napierały na ościeże, zew krwi kalał stężałe z wysiłku wargi. Yum ryknął jak ranny wieloryb, Krausen zawtórował pieśnią bojową słonicy w natarciu.

 

Musiał wygrać… Krausen stratował Yuma w progu. Wdeptał go w ziemię, w drewno, w porażkę. Ech! Jeden może być Bóg, który zstąpi na ziemię! Tę ziemię! Yum dogorywał w obliczu raju utraconego, kiedy Krausen zawył pieśń tryumfu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz