Zielone
perły owoców połyskują mgliście na czereśniach, pani w beżowym płaszczu namawia równie beżowego psa, by żwawiej sobie poczynał, skoro świt ciepły i plamy cienia
rzucane przez drzewa i budynki tylko rozśmieszają słońce. Tamaryszki, ubrane w
różowe kożuchy kwiatów zerkają na wisterie oplatające się wokół czego się da, by
fioletowymi kiściami dotknąć stóp Boga. Szyszki nabrzmiałe nasieniem rozchylają
skrzydełka, usiłując oddać potomstwo wiatrom na żer, bo (być może) porzucą je w
żyznej ziemi, nim im się znudzi uwodzić mrowie skrzydlatych posłańców.
Staruszki z mozołem holują łupy z Biedronki, póki słońce łaskawe i nie przepala
włosów pobielałych od wieloletniego używania, ktoś drzemie w narkotycznym śnie, inny marznie w kolana, bo spodnie ubrał za krótkie na ten poranek, lecz szczęśliwie kaptur od bluzy ma całkiem zimowy, więc uszu nie odmrozi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz