1. Sensacja.
Po czterdziestu
latach badań prowadzonych nad boreliozą francuscy naukowcy są bliscy opracowania
szczepionki! Pora kuć w spiżu pomniki, bo sukces zdaje się być już kwestią pojedynczych lat. Nie udało się przeczytać, czy badania prowadzą pionierzy, czy
ich potomstwo, bo czterdzieści lat, to kres pracy zawodowej dla większości
ludzi.
Jak tylko skończą
– proponowałbym zatrudnić ich do zwalczania gorączki krwotocznej, malarii, grypy, albo rotawirusa. Jest nadzieja, że prace zostałyby ukończone w XXI wieku.
Intrygującym
jest, że na potrzeby koronawirusa w przeciągu pojedynczych miesięcy powstało ze
sześć preparatów zwalczających zarazę, a ich twórcy masowo zrzekli się odpowiedzialności
za skutki własnych produktów.
2. Przypadki losowe.
Pielęgniarka omyłkowo
wszczepiła koleżance dziesięciokrotną dawkę preparatu. Opinia lekarska była
bezwzględna – żeby nabrać odporności – należy przyjąć kolejną dawkę, zachowując
wymagany odstęp czasu, gdyż ta „rozpustna” konsumpcja absolutnie nie jest
wystarczająca. Tymczasem pani pielęgniarka nafaszerowana szczepionką jak
magazyny MSZ prowadziła samokontrolę organizmu, który zaczął wykazywać
zwiększone zapotrzebowanie na płyny i za minimum uznał siedem litrów wody
dziennie. Błagam - uważajmy na przyjmowane ilości preparatu, bo grozi nam
katastrofalna susza w skali całego świata!
3. Kasa
zawsze jest ważna.
Wynik ekonomiczny
jednej z firm farmaceutycznych wykazał wzrost zysku o jakieś półtora miliarda
euro. Przykro byłoby zmarnować taki potencjał, więc siedzibę najlepiej zlokalizować
w raju podatkowym, żeby nie nakarmić przy okazji budżetu jakiegoś rozwijającego
się nieśmiało państwa. Firma zarządzana jest przez tęgie umysły, więc
przewidując spektakularny sukces i globalne zapotrzebowanie na produkt –
zarejestrowała spółkę z wyczuciem i inteligencją.
Ach – byłbym zapomniał
o drobiazgu. Do luksusu łatwo przywyknąć i miło byłoby, gdyby wynik dało się
powtórzyć w kolejnych latach. Już dziś docierają ze świata głosy pełne troski,
że odporność nie będzie wiekuista i rozsądnie byłoby szczepienia kontynuować w
cyklach sześcio-, czy dwunastomiesięcznych. Choć na gruźlicę wystarczyło zaszczepić
się raz na całe życie.
4. Ekonomii ciąg dalszy.
Gdzieś pod
Berlinem powstaje fabryka zatrudniająca oczywiście gastarbeiterów, bo szanujący
się Niemiec wzgardził jałmużną i woli zasiadać w nadzorze, trzymając w ręku pejcz, by nim popędzać opornych, którym trzeba wybić z grzbietów amerykański sen w
europejskiej wersji i to najlepiej przed wypłatą. Łatwo się domyślić, że koszta
osobowe stanowią niebagatelne kwoty i oszczędności są mile widziane. A dobrowolna
rezygnacja z wynagrodzenia i zerwanie kontraktu pozwala zachować środki na
inwestycje. Rotacja jest oczywiście olbrzymia, bo dwa razy do tej samej wody
nie wchodzą nawet filozoficznie nastawieni myśliciele.
5. Wielki brat.
Nad nieświadomymi
głowami krążą kolejne pociągi mające opleść ziemię siecią satelitów tak gęstą,
że nawet na środku pustyni będzie gigantyczny dostęp do sieci. Być może
Beduinom się przyda rozrywka w zimne noce i obejrzą sobie serial na Netflixie,
albo czytając wieści ze świata w tle rozkoszować się będą jutubową muzyczką. Istnieje
oczywiście drapiące świadomość podejrzenie, że satelity będą nie tylko
dostarczać, ale i zaglądać Beduinom pod habity, ale kto przejmowałby się Beduinami?
Satelity telekomunikacyjne zwyczajowo miały ściśle tajne elementy wyposażenia
szpiegowskiego, bo ciekawość jest rzeczą ludzką.
6. Otwarcie na świat.
Uwielbiam ciągi dalsze, więc z naturalną
konsekwencją ciągnę wątki Beduina któremu obcy zagląda pod część oficjalną i
(nie)zdrowej ciekawości świata. Minął już czas ukrywania się, stania w kącie,
wstydu i pokory. Nastał czas rozpasania, bo z drugiej strony sieci – można wszystko!
Żeby w ogóle ktoś zauważył jednostkę, musi się ona wykazać czymś więcej od
pozostałych. Krzyk niewiele wnosi, bo drą się wszyscy. Poza tym za
osiemdziesiąt procent odbieranych bodźców odpowiada wzrok. Więc trzeba pokazać.
Im więcej, tym lepiej. Beduin bez habitu to jest coś. A jeśli zamiast bielizną,
zasłoni się blaszaną szklanką na szampana za osiągnięcia sportowe – nadzieje na
zauważenie rosną. Można przy tym poprawić sylwetkę za pomocą silikonu
(czytałem, że ten sanitarny absolutnie się nie nadaje i zamiast „efektu łał”
mamy „efekt błe”).
7. Wyczyny sportowe.
Dobrze zacząć od
porannej zaprawy, jeśli pragnie się osiągnąć wyniki sportowe, zmniejszając
ryzyko kontuzji. Sportsmenka z drugiego końca świata miała wyrobione nawyki, więc
nic dziwnego, że tak właśnie zaczynała dzień. Korzystając z okazji chciała się
pochwalić talentem, brakiem habitu (z wyboru, a nie z ubóstwa), potomstwem i
dotrzeć do zbiorowej świadomości. Zaistnieć w niedokończonych snach nastolatków.
I zdarzył się cud – udało się! Wystarczyło jedno zdjęcie, by dotrzeć do wiosek
zapomnianych nawet przez rachmistrzów spisu narodowego.
Doskonale
zorganizowana niewiasta połączyła obowiązki matki i sportowca spełniając
jednocześnie marzenia o jednodniowej sławie – ćwiczenia prowadziła w ogródku z
widokiem, oczywiście bez habitu, a ponieważ stanie na głowie nie wyczerpywało
jej możliwości – piersią karmiła bobaska… Tylko pogratulować – zastanawia tylko,
co robi z czasem wolnym, skoro potrafiła upakować pracę-obowiązki-macierzyństwo
i hobby w tak wątły odcinek czasu.
8. Fauna miejska.
Gdzieś na peryferiach prasówki można
dostrzec informacje o spacerujących w miastach dzikach, jeleniach, łosiach,
bobrach, czy zgoła wilkach. Czemu nie, skoro ludzie pozamykali się w chałupach
już tak dawno i nie ma kogo w lesie straszyć? Trzeba udać się do miasta – za pracą.
Za kawałkiem chleba, bo przecież śmietniki napełniają się błyskawicznie i
każdego dnia. Szczury dawno już wydeptały autostrady wiodące od sypialni do
spiżarni. Nawet, jeśli trzeba walczyć z wronami, to łatwiej o pokarm w mieście,
niż w buszu wyjałowionym przez zimę.
9. Wakacje.
A skoro już się człowiek oszczepił, czym tylko się da, to warto pojechać na wakacje. Ryzyko maleje, jeśli się jedzie do cioci z Zakopanego, która okazuje się mieć rodzinę niemal wszędzie. I jak ta rodzina spotka się na Krupówkach, to nie rozpoznają się wcale. Jedyna okazja, to takie rodzinne wakacje. Szczególnie, że wszystko zostanie w rodzinie - nawet ewentualny wirus.
Jeśli się jedzie
jednak za granicę, to ryzyko rośnie. I nie wystarczy się uzbroić w covidowy
paszport, bo ten, ściągnięty z rządowej strony nie spełnia greckich wymogów,
więc wakacyjne szaleństwo zaczyna się, gdy trzeba na lotnisku odchudzić portfel
o koszt testu, a kto był raz na lotnisku, ten wie, że tam szklanka wody
kosztuje jak zacny szampan.
10. Reklama.
Bez reklamy nie umiałbym
nawet kupić papieru do… No. Nie umiałbym. Ani obejrzeć w TV programu, gdyby nie
„jego sponsor” oferujący mi w trakcie kolacji preparat na nietrzymanie moczu,
intymną infekcję, albo szampon, po użyciu którego porosnę sierścią tak, że nosa
będę szukał tydzień. Oglądam biżuterię, buty na każdą okazję, sukienki, albo
torebki. Samochody również oglądam. I mieszkania na drugim końcu Polski. Moje potrzeby
rosną. Trochę boję się kupić telewizor, bo jeśli to zrobię, potrzebne mi będzie
większe mieszkanie, żeby się zmieścił w środku. I ten odkurzacz, co jak pies
skrada się pod meblami – zawału bym dostał, gdyby znienacka napadł mnie, kiedy
pójdę nocą skroplić się (przecież nie będę sprawdzał, jak to jest z tym
trzymaniem moczu – nie trzymam i jestem z tego dumny!). Ale gdyby taki
elektroniczny pies napadł na mnie i usiłował wygryźć spod paznokci kurz, który osadził
się na bosych stopach, to nie pomógłby żaden lek na wątrobę. Ani suplement
diety.
No i masz babo placek! Reklama działa. Niedawno zaczęłam się zastanawiać nad męskim szamponem na odsiwienie . I nie wiem czy nie lepiej zdecydować się na zmianę płci niż gonić po sklepach za damską wersją. Przed zabiegiem wstrzymuje mnie kwestia nóg. Nigdy nie lubiłam, gdy mi się coś między nimi pałętało. Nawet odlotowe podpaski ze skrzydełkami. Więc tym bardziej wór z jajami skazany jest na zagładę.
OdpowiedzUsuńmożna przywyknąć. naprawdę. ale rozumiem, że nie dla każdego jest to oczywiste, czy akceptowalne. w podobnym tonie myślałem o piersiach - bałem się, że taki twór gotów zakłócić moją wątpliwą równowagę i przeważyć szalę, aż polecę na pysk.
UsuńByliśmy w hotelu na urlopie, a w pokoju wielki telewizor. Od lat siedmiu nie mamy tv w domku, udeptani zwiedzaniem postanowiliśmy znaleźć jakiś ciekawy film i obejrzeć. Trafiła się Infiltracja, z doborową obsadą. Ale zapomnieliśmy o reklamach, rozbisurmanieni Netflixem. Nie dało się oglądać, po drugim bloku reklamowym wyłączyliśmy pudło i zajęliśmy się przyjemnościami w realu. Wygląda na całkowite wyleczenie z TV. Bez szczepienia. Naturalnie.
OdpowiedzUsuńja oglądam - do pierwszej reklamy. a potem zmieniam kanał, albo idę spać bo nie udaje mi się przetrwać aż tyle ile potrzeba "jego sponsorom", żeby mnie oszołomić programem.
UsuńŚwietnie napisane; czyta się z przyjemnością.
OdpowiedzUsuńJedyny mankament to taki, że nie da się tym razem włożyć kijka w szprychy;)
wszystko się da - wystarczy chcieć.
Usuńjak z tym kijem, kiedy przyjdzie psa uderzyć.
No bez przesady. Ten kij to inny punkt widzenia, nie złośliwość.
Usuńspokojnie. ja nie pochodzę z klanu nerwowych ludzi i vendetty też nie mam wpisanej w życiowy dekalog.
Usuńżartowałem, bo zauważyłem przysłowiowy przypadek.
ale nie zamierzałem Ciebie obrażać, ani sam nie czuję się jakoś gorzej.
Wiem. A raczej... już wiedziałam pisząc.
Usuń