Od dziecka wiem. Nim stałem się
samodzielny, słuchałem wciąż, więc we mnie się zalęgło przeświadczenia – jestem
nieudacznikiem. Prawda wygryzła mnie od wewnątrz, żebym nie miał złudzeń.
W moim wieku powinienem być najmarniej
Mozartem, Einsteinem, albo księżną Monaco – przecież inżynieria genetyczna nie
stawia żadnych barier przed zasobnymi umysłami.
Zawsze byłem i będę kimś, o kim lepiej
zapomnieć, żeby w towarzystwie udawać autentyczne zdumienie, że taki oryginał zakłóca
porozumienie ponad podziałami. Że stanowi nieciągłość tęczowej opcji rozwoju,
że może być starszy duszą, niż ciałem.
Jestem dziwadłem. Kimś, kogo warto
poznać jedynie po to, by rozświetlić wieczory bliskim. Kosztem parcha, któremu
się zdawało…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz