- W garbach sucho – pomyślałem z troską – Czas się
rozejrzeć.
Otworzyłem małe, chytre oczka i spenetrowałem wzrokiem
piaskownicę. Sucho, aż głupio. Jakiś ratlerek skroplił swoją nienawiść do
świata pod rachitycznym drzewkiem pozbawionym liści i z zapałem obszczekiwał mi
raciczki.
Słuch, choć przytępiony po nocy, zaprotestował, więc
wierzgnąłem. Raz tylko. Wystarczyło, żeby drobiazg stał się futrzaną skarpetą.
Pokręciłem głową – materiału starczyło ledwie na jedną. Żeby choć na parę, to
jakoś mógłbym to znieść, a tak? Strząsnąłem dekorację i zapomniałem
natychmiast.
Mełłem w zębach niecenzuralności, a język spuchł mi,
otarty o wyschnięte wnętrze paszczy. Kopać? Ja miałbym kopać w piachu, jak
jakiś kret? Wyszczerzyłem żółte zęby pokrzywione niczym mury Jerycha po
przejściu tornada. Skoro stać mnie było na ironię, to nie jest źle.
Jakaś dziadyga w sukience i z ręcznikiem na głowie
zaczęła mi się ładować na plecy. Tego już za wiele! Podejrzany typ. Uciekł z
miejskiego basenu? Jechało od niego wszystkim, tylko nie chlorem, więc chyba
nie. Może kacyk lokalny wykrył onego cherubinka we własnym haremie, zmuszając
do błyskawicznej ewakuacji?
Gdy ja dumałem nad historią, on już dupę ładował
między puste garby. Ciekawe, kiedy się mył ostatnio. Bodnął mnie piętami w
żebra, a łapskiem ogon próbował odkręcić, żeby mnie zmobilizować do uległości. Przypomniałem
sobie, że mam łopatki, to nimi wzruszyłem, aż mu się ciąża przesunęła na lewą
stronę, a potem, to już uległem. Machnąłem kupę za całe trzy dni. Bukiet
zafascynował mojego oprawcę, bo aż dech stracił. Wzruszyłem łopatkami raz
jeszcze, a wątpliwa krągłość brzucha stoczyła się z grzbietu wprost w piach. Z lekkim obrzydzeniem plunąłem w ślad za nim.
- Niech się nażre. Albo nakopie wody!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz