Dziewczęta
porzuciły skarpety i rajstopy, pozwalając obnażonym łydkom chwytać słońce. Niektóre chyba właśnie
wróciły z Zanzibaru, bo w ogóle nie potrzebują ciepła, gdyż karmią się męskim
zachwytem bezwstydnie. Bzy potrafią oszołomić nawet małe pieski ciągnące
starsze, korpulentne panie. Kosiarze trawników zabrzęczeli cały świat i od rana
pełno jazgotu, za którym podążają szpaki i kawki. Bo przecież pod ciosami żyłki
na pewno padło wiele ciepłego mięska jeszcze drżącego w agonii. Wiatr usiłuje
zetrzeć pot z czoła, ale daremny trud – czoła lśnią blaskiem pełnym wilgoci. Na
srebrzystym klonie para szczygłów negocjuje warunki kapitulacji samiczki i
wydają się być bliskie podpisania owego aktu, na chodniku skorupka malutkiego
jajka o ściętym wierzchołku sugeruje nieodległe w czasie poczęcie. Kolarze, wózki,
rolki, hulajnogi – wszystko to omiata piechociarzy, albo tych, których skusiła
brakiem pośpiechu parkowa ławeczka. Wózek-autobus, pchany ręką niezbyt okazałej
kobiety popiskuje sekstetem młodzieńczych nadziei, że w końcu zamiast sześcianu
będzie można podejrzeć trawniki, czy drzewa.
Bardzo ciekawy opis i podoba mi się Twój punkt widzenia, masz na prawdę lekkie pióro i przyjemnie czyta się Twoje posty :)
OdpowiedzUsuńrobię, co mogę, żeby nie zabrakło czytanek.
UsuńPodoba mi się określenie piechociarz. Jestem takim piechociarzem ciągnącym psa na smyczy za sobą.
OdpowiedzUsuńWpatruję się w kwitnące drzewa i słucham ich jęków, gdy wiatr nimi porusza.
najbardziej podoba mi się to - za sobą. zwykle to właściciele są ciągani przez psy.
Usuń