Błogosławiąc
wielkich.
Im bardziej rośniesz, tym
większe oczekiwania. Pozorną swobodę, opłacasz wrzodami, upokorzeniem, ilekroć
większa ryba odwiedzi akwarium, by delektować się wszechobecną uległością.
Strach wyciska z pęcherza złudzenia, ale wciąż liczysz, że zdążysz urosnąć w cieniu
nieszczerych pochlebstw.
Szlachtowanie
szlachty.
Krwawię i szlocham, choć
to niezbyt wzniosłe i mile widziane. Bohaterowie winni umierać z pyskiem pełnym
piany wzniosłych idei i patriotyzmów, a w paroksyzmie wściekłości zabrać ze
sobą ilu tylko się da na tamtą stronę. Nie umiem zdobyć się na monumentalne
odejście – fakty naprawdę bolą!
Przezorny.
Stawiam do pionu i
wymagam, być może wymuszam, ale nie mogę pozwolić na krnąbrność i własne
zdanie. Dziś bąknie słowo, jutro zapragnie więcej wolności, aż skończy się
dyktaturą, albo handlem płcią. Trzy suche ciosy otwartą dłonią usadzają niewłaściwe
aspiracje na podłodze – tam, gdzie ich miejsce!
Morderca.
Odważnie odbieram życie
monitorowi - z premedytacją odpinam antenę, oraz życiodajny prąd. Czarne,
prostokątne oko łypie na mnie z niemym wyrzutem, a ja pozwalam sobie na kąśliwą uwagę:
– Kiedyś, ludzie żyli bez
monitorów i było im dobrze!
Oddech
wieczności.
Potrącam pajęcze nici
naprężone nocnym chłodem, aż zaśpiewały rzewną pieśń, budząc gospodarza, który
z emocji doznał erekcji i żądłem kąsa mroczną przestrzeń, na oślep dźgając
śmiałka. Nawet kobra nie uśpiła mnie tak, bym poczuł cios, przed obronną reakcją
organizmu. Dlatego teraz umieram.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz