Bezsenność wiedzie mnie na pokuszenie - szczypię
pośladki, śniące w bezpiecznym atolu moich bioder. Na łące skóry zakwitają
drobne, czerwone niezapominajki piękne przez sekundę, by potem ostygnąć i
zgasnąć. Zasnuć się mgłami i pogrążyć się w dyskrecji bezwiednego uśmiechu.
Kreślę paznokciem ścieżki zbyt poplątane nawet na
pajęczynę. Ciało otwiera się, zaczyna uwodzić aromatem. Jękiem niespełnienia
drażni słuch. Wreszcie bezwstydnie chyli się ku mnie, a dłonie zaborczo
przyciągają ku tajemnicy stworzenia. Oszołomiony - zabijam czas. Topię wstyd i
pruderię.
Stwarzam wrzask trzęsienia ziemi, brzuchem pozwalam
przepłynąć falom monsunów, tornadom zwichrzyć wzrok.
- Śniło mi się… - szepczesz wreszcie, odziewając twarz rumieńcem.
Sen na jawie lub rozkoszne marzenie...
OdpowiedzUsuńniech dopowiedzenie skryje się pod okapem alkowy. niechby najuboższej.
Usuń