Nauczę się nie oddychać. Nie jeść, nie pić, nie
pożądać. Życie jest tak toksyczne, że czas najwyższy pomyśleć, jak je z siebie
wyplenić.
Nikt mnie nie pytał, czy chcę żyć, nikt nie prowadził
szeroko zakrojonych badań, ani analiz ekonomicznych. Zostałem urodzony, a
instrukcja obsługi człowieka zaginęła w trakcie porodu (wtedy jeszcze
„naturalnego”).
Pytałem obcych i tych, którzy zdawali się patrzeć
przychylnym okiem, ale ich instrukcje też przepadły – chyba, że kłamali
przymuszeni nieznanym imperatywem.
Kładę się na wznak, żeby możliwie największą
powierzchnią przylegać do grawitacji. Totalna bezwładność. Milczę, nie zakłócam
eteru szumem, który nie wniesie nic dobrego, poza zamieszaniem.
Przekonuję samego siebie, że obiad nie ma sensu – co
z tego, że mi pachnie i kusi zmysły, skoro niesie w sobie tak wiele ryzyk, że
szamani, mędrcy i trenerzy personalni aż się zachłystują, jaką najprzód wadę
wyeksponować, nim przejdą do masowej zagłady moich poglądów i plebejskich
przyzwyczajeń.
Leżę. Gapię się w zimne światło telewizora.
Zdumiewający wynalazek – naiwne światło niesie domniemaną nadzieję ciepła –
dopiero ludzkość musiała opanować moje zmysły, żeby skutecznie rozdzielić
światło od ciepła.
Na monitorze pani, która w średniowieczu dawno już
byłaby kompostem, co najwyżej wzmiankowanym w kronikach, gdyby wówczas była
równie toksyczna w słowach, jak jest dziś. Akumuluję potencjalną energię, o
której nauczyciel fizyki mawiał, że przyjdzie czas, że przepalą się więzy i zakwitnie
eksplozją ruchu, nie tracąc ani grosza pośród chwil zgromadzonych prawnie, bądź
też poza protokołem dyplomatycznym.
Pani uśmiech ma namalowany, a twarz skrupulatnie dopracowaną
w laboratoriach kosmetycznych, wypacykowaną i odzianą w uśmiech służbowy, który
chyba się na niej zaskorupił – tylko cygańskich patelni się nie myje – reszta
wymaga zabiegu po każdym użyciu.
- Błagam – nie uświadamiaj mnie, kto i jak często użytkował
ostatnio twarz widzianą w TV – kompletnie mnie to nie interesuje, a
podejrzewana, przyszła wiedza przeraża.
Przełączam kanał. Inna pani. Pstrykam dalej. Teraz
pan – znaczy kanał dla odbiorcy o preferencjach fallicznych, albo prymitywna prowokacja.
Uciekam czym prędzej, nie chcąc nawet diagnozować podświadomości własnego
rozporka.
Leżę. Boję się pytań - po co, dlaczego, w imię jakiej
idei? Udaję, że płynę z nurtem, który błogosławi i wychwala publicznie moją
nieruchawość. Moją bierność i pokorność. Mój strach i bezwładność. Płynę
oficjalnie, ale podbrzusze mam pełne nienawiści do samego siebie. Żem tak
uległy, bezmyślny i głupi. Płynę – leżąc w przepoconej pościeli z tępą
świadomością, że tylko mój węch został skazany na degustację zapyziałego mną aromatu
otaczającej mnie aury.
Nie przyjdzie nikt, nikt nie skarci, a tym bardziej
nie pochwali. Pożegnałem się z kalendarzem rok temu, bo przewijanie kartek
donikąd pozbawiało mnie resztek złudzeń. Ależ silny musiał być Odys, by wracać
tak długo. Ależ wytrwała, czekająca cudu Helena… Inny materiał. Bliższy
Olimpowi. Ja ledwie mogę dotrwać najbliższej nocy.
Leżę. Z braku jakichkolwiek pomysłów. Ze strachu. A
przecież mógłbym…
Bywa, że nie ma się siły na nic więcej. Ale życie jest mimo wszystko cudem i warto żyć, oddychać, doświadczać. Aż tak daleki pesymizm nie jest konieczny :))
OdpowiedzUsuńależ ja się wciąż uśmiecham. tylko temat niewesoły.
UsuńAaa... znam podobny stan. Co prawda nie tak bardzo zapyziały, pozbawiony nienawiści do siebie i bez telewizora, ale parę wspólnych elementów by się znalazło. Czuć było życie uchodzące wąską strużką energii rozpływającej się w nicości i zasilającej Niewiadomoco. Czułam się jak ptak, który kładzie się na grzbiecie, bo wie że czas odejść. Ale są sytuacje, które sprawiają że wstajesz i wracasz do życia. Być może dlatego, że jeszcze ma się coś do zrobienia, co jest chwilowo ukryte...
OdpowiedzUsuńkatasta227
media mówią, że depresja i kryzys dopada ludzi. a to taki właśnie wybryk - depresyjny, nieufny i obolały. szczęśliwie, to tylko słowa. trzymam się lepiej, niż pikle w octowej zalewie.
UsuńW moim przypadku to była bardziej moja decyzja i pozwolenie by się zadziało( uchodzenie życia). Ale być może to tylko wytwór wyobraźni? W każdym razie faktycznie było i jest coś do zrobienia. Tyle, że w niewielkim zakresie - dość małym najbliższym kręgu. Nie nastawiam się już w każdym razie ani na śmierć, ani na życie. :)Trwam.
Usuńkatasta227
to smutne.
Usuńja ciągle rozglądam się, patrzę, szukam nowego, intrygującego, choćby w malutkim świecie.
i śmieję się częściej niż rok temu, czy dwa.
A to dobrze, o ile to z powodu radości.
UsuńTrwanie nie oznacza bezsilności, więc jest całkiem znośnie.
katasta227
nie trwam - czekanie, to coś, co mnie obezwładnia - wolę robić - cokolwiek, choćby i głupio. czekanie jest czymś takim, że na sam dźwięk słowa zbiera mnie na wymioty. i błagam - nie mów, że czekanie, jest robieniem czegokolwiek, bo to przeciwieństwo każdej aktywności.
UsuńO...ja pisałam o sobie. Ty wyraźnie zaznaczyłeś że działasz.Trwanie a czekanie, to dwa różne stany. Trwanie nie wyklucza czekania, ale samo w sobie nim nie jest.
Usuńkatasta227
trwanie, to nieuświadomione czekanie.na nie-wiadomo-co. albo wiadomo.
UsuńTeż być może. Wszystko zależy od świadomości. Tak myślę. A schodzenie na głębszy poziom np.fizyki teoretycznej już nie ma sensu. :) Nie wiem jak Ty, ale ja nie przepadam za odrywaniem się na zbyt długo od rzeczywistości.
Usuńkatasta227
życie jest zbyt krótkie, żeby się odrywać na długo - wystarczy, że podczas snu dzieją się rzeczy niepojęte.
UsuńWitaj, Oko.
OdpowiedzUsuń"Mam telewizor - - a żeby się zepsuł!
Okno na świat, ale coś mi tu nie gra;
okno to nie jest, przecież w okno bym nie pluł.
Prędzej już drzwi, których zamknąć się nie da(...).
Możesz próbować nie włączać go wcale,
Lecz telewizor dopadnie cię wszędzie,
Wciśnie ci dziennik i cztery seriale,
i po raz setny "Jezioro łabędzie"(...).
Nawet w zacisznym szpitalu bez klamek,
gdzie mnie zamknięto, bym sobie odpoczął,
telewizyjne namolne programy
prześladowały mój mózg dniem i nocą...
("Telewizor" - W. Wysocki)
:)
Pozdrawiam:)
i droga pani z telewizji.
Usuńmożesz nie wierzyć, ale są tacy, co nawet dziś żyją bez TV (wiem, wiem - jest łatwiej, bo internet), ale żyją! i to całkiem nieźle.