I stałem się swoim własnym echem, a ono podążało za
mną, popychało, jątrzyło i kopało tam, gdzie wiesz… Rozpacz i szaleństwo w
jednym, dwóch, całkiem rozsynchronizowanych bytach, trzymanych na wspólnej
uwięzi resztkami zmechaconego sumienia. Po co komu taki układ, w którym
ja-siebie-sobie stwarzam wrogiem, niebezpiecznym przeciwnikiem, który się czai
za węgłem, żeby zaszachować moje pozycje, oflankować, utopić, jak niechcianego
szczeniaka.
- Utopić!
Jakby już brakło pamięci, że jesteśmy
jednym rozszczepieńcem. Że oddech dzielimy na dwoje i każdy ból. Nawet pamięć
mamy wspólną, choć niezbyt wytrwałą i skłonną do wyciągania wniosków.
- Ech! Nic tylko kopnąć gamonia, żeby wreszcie rozumu
nabrał!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz