Samolotowe smugi tną niebo na pasy, zupełnie, jakby
ktoś sądził, że to przeszkodzi słońcu ogarnąć cały widnokrąg naraz. Na malej
przyczepce wielka sterta chrustu – zbierana skrupulatnie przez całą zimę chyba,
żeby drewno nie gniło na ziemi, pozwala wiatru na harce w złożonym labiryncie. Może
ktoś pomyślał o ptakach, którym instynkt każe wiosną budować gniazda na pustych
od liści drzewach? Widziałem, że zeszłoroczne – pozapadały się w sobie,
wklęsły, rozlały niczym balon napełniony wodą i zwisają żałośnie w koronach
drzew. Jakiś kos patrzył podejrzliwie, gdy szedłem obok niemal tak samo zrezygnowany,
jak ci, którzy spieszyli popełnić służbowy dzień, gdy świt dopiero przymierza
kolorowe sukienki dnia. Zadumałem się w sobie tak, że nie przegapiłem nic, bo
ludzi jak na lekarstwo, a wiadomo przecież, że apteki otwierane są zdecydowanie
później.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz