Zgrabiałymi palcami naprawiam świat. Pod nimi, jak
szczeniak żądny zabawy plącze się księżyc. Atmosfera chwyta krańce palców i
zamraża je błękitem, bezmyślnie skraplając jakieś gówniane cząsteczki, które
lepią się do skóry i odbierają czucie, które w próżni bywa doskonałym.
Wzdycham nad pochopnością tego świata, a moje
westchnienie czyni spustoszenie na nieregularnie wyciętym pośród słonej wody
kontynencie.
- Przepraszam, nie chciałem, ale oddychać musi nawet Bóg!
Uspokajam płyty tektoniczne, ignoruję pływy. Karcę
lodowce i szczyty Pirenejów, by zachowywały się, jak im pisałem.
Zerkam ku spieczonym pustyniom, na których życie
stało się jadowite z konieczności. Obiecuję, następnym razem postaram się
bardziej… Naprawdę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz