Po niebie brykają
już baranki – młodziutkie, skore do psot. Widać czas na redyk, choć
pasterskiego psa nie widać. Ale jest – przeszywa chłodem niedoskonale osłonięte
ciała, kąsa policzki, niczym wizażysta pragnący z natury stworzyć obraz, gotowy
stawić czoło zawodowej codzienności. Rumieńce mam już więcej niż doskonałe, po
łydkach wspinają się kohorty mrówek kąsających skórę, żeby zakwitła gęsiną.
Klony równie czerwone jak ja usiłują ubrać się w liście wciąż zbyt młode, by
dać cień. Bzy nieśmiało opalają kiście winogron, które może już w przyszłym
tygodniu wybuchną aromatem i barwą, która uzasadni ich obecność na kolejny rok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz