Siedział z nami wystarczająco długo. Przepiliśmy
wymieniając uwagi o piłce nożnej, czy silnikach diesla. Obejrzeliśmy się za
kelnerką, która spódniczkę miała tak krótką, żeby napiwek dało się jej wsunąć
pod koronkę pończoszki. Potem wstał od stołu i grzecznie się pożegnał:
-
Zaraz noc, na mnie pora, do zobaczenia następnym razem.
Na strzemiennego nie dał się namówić, tylko wyszedł
przed drzwi. Patrzyłem za nim chwilę, a on rósł i rósł, aż w końcu zeskoczył z
ziemi gdzieś na bok, otrzepał tyłek, a potem dłonią zgarnął cały wszechświat
jak okruszki chleba ze stołu i wsunął do kieszeni.
Zapadł zmierzch. Ciepły, bezpieczny zmierzch.
Dobry Pan Wieczór, albo Staruszek Świat.
OdpowiedzUsuńa tak sobie wymyśliłem króciutką opowiastkę. i najbardziej podoba mi się pomysł zgarnięcia wszechświata do kieszeni. może Ziemia jest takim paproszkiem? w końcu to tylko kwestia skali.
UsuńI to jest właściwa perspektywa. Z pewnością odszedł nucąc "ręce mem w kieszeniach, a kieszenie jak ocean"...
Usuńkto wie.
Usuńa może miał w kieszeni lepki papierek od lizaka i wszystko się przykleiło?
Grunt, że żegnając się zasugerował, że znów się zdarzy.