Właśnie wczoraj zaczął się kolejny sezon na siniaczki.
Ładna pani miała takowego na łydce i wyglądał, jak usta. Zupełnie, jak
pocałunek. To chyba jeden z milszych kształtów dla niemiłego zdarzenia. Deszcz
oskrobał ulice z potu, nosy z piegów, a płucom pozwolił pomarzyć o swobodzie. Czapla matowym
wzrokiem podglądała mnie i jednocześnie zezowała drugim okiem na właśnie zakwitające
nenufary. Znaczy grzybienie, ale ta nazwa jest zbyt brzydka dla pięknego
kwiatu, więc niech będzie nenufarem pośród kosaćców (broń Boże irysów). Jakaś
ryba z desperacji wyskoczyła ponad wodę nie bacząc na osiwiałą czaplę, bo groźniejszy
wróg deptał jej po piętach, czy po czym tam się da deptać małym rybkom. A mi
deptały po piętach samochody podlewające ogródki wprost z jezdni. Wczorajsze jaskółki pofrunęły tak wysoko, że ich już nie widać - wolę tak myśleć, niż wiedzieć, że się schowały pod okapami kamienic.
Staw z nenufarami zawsze przypomina mi scenę z filmu...
OdpowiedzUsuńMoją ukochana scenę, Jotko, która zresztą przypomina mi pewnego Toliboskiego z mojego życia...
Usuńmi nie przypomina. i nie znam Toliboskiego. za to przypomina mi opowiastkę z onetowego bloga z nenufarami rwanymi ręcznie.
Usuńszukałem, żeby znaleźć i znalazłem w 2003-06-24
UsuńMiraż pospacerowy.
- weź pan kobicie nenufar...
Głos dochodził gdzieś spod stóp. Rozejrzałem się dyskretnie po mostku, ale nic. Ani śladu organu potrafiącego wydawać dźwięki. Dopiero na kapuścianym polu, które narosło na powierzchni rzeczułki dostrzegłem brodzącego w wodzie jegomościa mocno już wyeksploatowanego walką z życiem.
- no weź! – zachęcił ponownie nie ustając w marszu po kamienistym dnie zaśmieconym tak, że zieloność była zbawieniem dla oczu. Niby na co mi wodny kwiat, piękny gdy się go ogląda z daleka, a śmierdzący mułem przy każdej próbie zbliżenia.
- Biorę ten – wskazałem rosnący daleko od mostu kwiat. Nie wiem czemu to powiedziałem, bo wcale nie chciałem go. I rozmowy nie chciałem z emerytowanym wodołazem.
– niech będzie mój, ale tam – tam gdzie jest teraz. Zapłacę...
Nie zrozumiał. Burząc zieloność brnął we wskazanym kierunku.
- Nie! – krzyknąłem – płacę, żeby tam został. Dziś zaliczka, na piwo. Jutro przyjdę cieszyć się nim, jeśli będzie...
Tydzień już chodzę do swojego brzydkiego kwiata, pod mostem zostawiając butelkowane zaliczki, by żył. Na wysypisku koryta został się samotnie. Reszta sprzedana w niewolę i porzucona w najbliższym miejskim śmietniku, gdy tylko zaczęły działać pozostałe zmysły. A ja mam prywatnego ochroniarza, jeszcze brzydszego i bardziej cuchnącego od tego, czego strzeże. Gdzieś tu, na skraju świata. Niedrogi jest – wypożyczę, albo zamienię – hurtem. Staruszka i kwiat. Ostatni na kapuścianym polu schnącego strumienia.
Nenufary były także w moim życiu i chociaż żaden Tolibowski nie miał z nimi nic wspólnego bardzo mile je wspominam, czasami tęsknię za tamtymi latami...
OdpowiedzUsuńczas wyjść na spacerek nad rzekę i poszukać kwiecia. rozmarzyć się i roztęsknić.
UsuńNenufary są ładne w swoim środowisku, jeszcze nie widziałam amatorów zerwanych.
OdpowiedzUsuńJest taki park w mieście mojej młodości, gdzie staw z mauzoleum pośrodku ozdabiały nenufary, miło mi się kojarzą.
jak widzę grono miłośniczek nenufarów rośnie sobie beztrosko. super!
UsuńNie będę się rozwodzić nad nenufarami, nigdy mnie Toliboski nie ruszał. Zdecydowanie bardziej podoba mi się siniak.
OdpowiedzUsuńsezon ruszył. pewnie pojawią się kolejne - damskie nogi przyciągają siniaki. zupełnie jak komary spragnione słodkiej, cieplej krwi. a lato sprzyja widzeniom.
UsuńNenufary są piękne także na obrazach malowanych farbami - lubię. Pozytywny przekaz. A film był, to fakt i podobał mi się bardzo. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńa z bliska już takie nie są. ale - nie chcę psuć wspomnień. niech sobie piękne będą.
Usuń