Drzwi
do łazienki zamknęła z trzaskiem. Pierwszy raz w życiu trzasnęła drzwiami.
Usiłowała sobie przypomnieć, czy wcześniej się jej zdarzyło, ale wystraszyła
się, że znów popadnie w sentymenty, więc zaklęła, czego również unikała i od
dawna słowo plugawe jej nie opuściło. Mieszkały gdzieś w środku i gniły od
nieużywania. Kisiły się i zatruwały sny, a nawet prozaiczny czas spędzany w
kolejkach do kasy. Wtedy powinna kląć głośno, jednak wychowanie nie pozwalało
jej na nic więcej, jak myśli brudniejsze niż zużyta ścierka od podłogi.
Kiedy
zaklęła po raz drugi wreszcie opuściły ją sentymenty. Weszła na deskę klozetową
i z wiszącej wysoko szafki zdjęła rzadko używaną maszynkę do strzyżenia.
Postanowiła się ukarać i ściąć włosy do gołej skóry. Nie siliła się na
zamykanie drzwiczek, ani wytarcie deski ze śladu, jaki zostawiła jej wilgotna
stopa. Porządek i skrupulatność z jaką pilnowała, żeby bałagan nie zagościł w
jej progach dziś napawał ją obrzydzeniem. Plunęła na kafelki i patrzyła jak
ślina cieknie w dół znacząc ślimaczy ślad na ścianie. Maszynka bzyczała niczym
wygłodniała komarzyca na łowach, kiedy wpuściła ją we włosy. Kosiarka miała
ostre od nieużywania zęby i kłosy włosów spadały na podłogę, lekko tylko
głaszcząc jej ciało w drodze ku śmierci.
Te
włosy… Chociaż bardzo nie chciała, to przecież i tak przypomniało się jej, jak
tata rozczesywał je w nieskończoność, a ona mruczała coś pod nosem i wymyślała,
że wciąż są splątane i trzeba jeszcze i jeszcze je czesać. Tata śmiał się i
przytulał ją tak, jak nikt i nigdy już tego nie zrobił. Potrafił pocałować ją w
czubek głowy tak, że czuła jego miłość nawet w końcówkach włosów i na kostkach
u nóg. A teraz wpuściła bezlitosnego gryzonia i czuła jak bzyczy jej pod
czaszką wygryzając coraz większe dziury w tym niemalże dziewiczym lesie. Od
kiedy pamięta miała tylko równane i pielęgnowane włosy, które gęstą kaskadą
spływały kryjąc pośladki. Mogłaby się w nie ubrać, gdyby miała taki kaprys.
Spiąć się paskiem i ułożyć z własnych włosów sukienkę.
Teraz
cięła je, żeby poczuć się nagą. I tak była naga. Od wczoraj nie potrafiła
znaleźć sobie miejsca we własnej skórze. Próbowała się upić, ale alkohol
kaleczył jej gardło i sprawiał, że płacz stawał się jeszcze bardziej żałosny i
beznadziejny. Nocą stała w wannie z butelką wódki, która pamiętała jakieś
zamierzchłe czasy i zimna woda z prysznica płakała wraz z nią. A potem pierwszy
raz w życiu poszła spać z nierozczesanymi, mokrymi włosami. Weszła do łóżka
mokra, z rozmazanym prysznicem makijażem i objęła rękami największą z poduszek,
żeby się w nią wtulić i zniknąć. Nie zapalała świateł, nie włączała muzyki.
Jakiś zapomniany skuter polizał żółtym reflektorem ścianę i zajęczał cicho, a
potem, to już noc mijała ją na paluszkach i pozwalała jej trwać z ustami
spalonymi od wódki.
Poduszka
była tak spragniona towarzystwa że lepiła się do niej i zlizywała wszystkie
łzy, zanim jeszcze zdążyły urosnąć. Cała noc piła wilgoć jej ciała, aż
dopasowała się kształtem do formy ciała skulonej osóbki. Jak pluszak ulubiony
pasowała do rąk i kolan, do policzków. Kiedy objęła ją kolanami wtuliła się
nawet w intymność próbując i stamtąd wyssać aromat. Tylko poradzić nie
potrafiła nic i jednym słowem podeprzeć nie chciała. Dobrze, że chociaż była.
Do
rana wygryzła z niej wszelkie ciepłe uczucia. Kiedy do pokoju wpadło
wystarczająco dużo światła zobaczyła, że jej ulubiona poducha jest
bezkształtnym, mokrym ochłapem. Truchłem. Na nocnym stoliku znalazła nożyk,
którym lubiła w łóżku kroić jabłka w plasterki niemal przeźroczyste i chrupać
je czytając książkę. Wzięła ten nożyk w rękę i bezmyślnie zaszlachtowała
poduszkę. Harakiri. Napiętnowała ją znakiem krzyża i wypatroszyła na łóżku. A
potem poszła do łazienki i trzasnęła drzwiami.
Włosy
wciąż spadały, chociaż poprzez łzy niewiele widziała. Glut wisiał jej z nosa,
bo najwyraźniej oczy nie nadążały z wydalaniem łez i leciały też nosem i
gardłem. Nigdy więcej nie dotknie jej. Nikt już jej nie dotknie, a o włosach
zapomnieć muszą wszyscy. Wszyscy, nawet ona. Tylko tata w niebie będzie miał
prawo pamiętać i opowiadać swoim niebiańskim kolegom, jak czesał te włosy i
opowiadał jej historie niestworzone zupełnie. Wymyślał je na bieżąco, nigdy nie
miał gotowej opowieści, tylko dostosowywał ją do jej nastroju i czesał,
opowiadając coś tak nieprawdopodobnego z miną przekonaną do cna, że prawdę
mówi, gdy wierutne bajki płynęły wartkim, wesołym strumieniem.
Boże!
Jak oni się wtedy śmiali. Każdy wieczór był jej i nie chciała żadnych książek,
żadnego kina, tylko taty czeszącego jej włosy przez godzinę, a czasami i dwie.
Wtedy była najważniejsza na świecie, jedyna. A potem tata umarł i została w
domu pustym od śmiechu i z włosami, których nie miał już kto pielęgnować i
cieszyć się nimi. Nawet ona nie potrafiła, ale przecież aż do dzisiaj nie
postało jej w głowie, że może się na nie targnąć. Przecież to ostatnia żywa
pamiątka po tacie. Była… Dopiero teraz zauważyła, że maszynka jeździ po czaszce
chłodnej i zdumionej niespodziewaną lekkością. Cud, że się nie pokaleczyła
bezmyślnie przystawiając zębate ostrza do głowy.
Wczoraj…
Gdyby mogła, to wczoraj wymazałaby gumką na wylot, wydarłaby je z kalendarza na
wszelki wypadek razem z całym miesiącem. Ale nie wiedziała i nie wydarła, a
pojawił się on. Gdy teraz o nim myśli, to nie potrafi znaleźć odpowiednio
małego „O” żeby powiedzieć „on”. Przyszedł i siedział tuż obok niej. Przyszedł
jak po swoje. Wiedział. Musiał wiedzieć, bo opowiadała mu przecież o tacie i
jej wspólnych wieczorach, kiedy zamiast głupich bajek na dobranoc wymyślał
dzikie opowieści z nieistniejących krain i z ręką na sercu zarzekał się, że
prawdę mówi absolutną. A ona wieszała mu się na szyi i przekomarzali się – on,
duży, drapiący twardym, błękitnym zarostem i nosem wtulony w jej włosy i ona, rozszczebiotana
jak wiosna z oczami pełnymi gwiazd.
Przyszedł
wczoraj i doskonale wiedział co robi. Kiedy usiadł na fotelu, a ona oparła plecy
o jego kolana siedząc na podłodze i obejmując ramionami kolana, gdy czesał jej
włosy palcami. Gdzież mu do taty, ale czesał długo i pozwoliła mu na to licząc,
że się w końcu nauczy, jeśli będzie cierpliwa. Rozkwitała pod tym dotykiem, podpowiadała,
nadstawiała się i z zamkniętymi oczami oddała się marzeniom. Ręce mu drżały,
brakowało im pewności, ale przecież miał je zanurzone we włosach i chociaż się
jąkał to jednak szeptał jakieś nieumiejętne słowa. Nadstawiała ucha, gdy
szeptał coraz odważniej i goręcej. Nie protestowała, kiedy rozpiął jej bluzkę i
rozpuścił włosy. Rozchyliła kolana, żeby mógł zmieścić je między jej udami…
Wtedy
przestał szeptać. Przestał dotykać jej włosów. Zdecydowanie sięgnął między nogi
i choć krzyczała już nie przestał. Chciała wydrapać mu oczy, ale był zbyt
silny. Złapał ją za włosy i szarpnął, aż z bólu przestała. Wszedł w nią brutalnie
i chwilę później krzyknął dołączając do jej nieustającego wycia. W jedno
okamgnienie zszargał wszystko, co w niej żyło. A potem wstał i zapiął rozporek.
Nim wyszedł cynicznie jej podziękował, że spełniła jego największe marzenie. Że
przyjdzie znów, jeśli go zaprosi. Nikt nie mógł być tak bezmyślny. Był
młodocianą bestią, która będzie krzywdzić dopóki się jej nie powstrzyma.
Przypomniała
sobie poduszkę. Ona ją zabiła, czyli potrafi. Umie zabić. Gdyby żył tata
wystarczyłoby mu powiedzieć, żeby zabił bestię, ale taty nie ma już wśród
żywych i nikt jej nie pomoże. Musi poradzić sobie sama. Od śmierci taty ze zbyt
wieloma sprawami musiała sobie radzić i radziła sobie doskonale. Do wczoraj. A
dzisiaj? Popatrzyła na pobojowisko w łazience, na niedopitą butelkę wódki
stojącą na pralce. Wypiła łyk i po krwią dziewiczą znaczonych śladach wróciła
do pokoju. Wyrwała nóż z trzewi martwej poduszki, usiadła na podłodze i
sięgnęła po telefon.
- Cześć… -
wyszeptała do mikrofonu – Możesz przyjść? Pogadamy…
Bez komentarza, zbyt mocne.
OdpowiedzUsuńto też komentarz.
UsuńCudny kryminał psychologiczny!
OdpowiedzUsuńnie wiem, jak to nazwać. prawo jest dla słabych. silni radzą sobie i bez niego. wystarczy poćwiczyć na poduszce.
OdpowiedzUsuńPytanie tylko, co dalej. Bo może to nie słabość, a świadomość konsekwencji?
OdpowiedzUsuńw tym stanie ducha o świadomości mowy nie ma. zbyt trudno sobie wyobrazić podobną "świadomość"
UsuńTym gorzej dla "silnego".
Usuńdla wrogów silnego tym bardziej.
Usuńpołamane ciało
OdpowiedzUsuńjest tylko
obrazem
którego nikt
nie widzi
zza zasłony
czasu
podeptane wnętrze
nie odzyska światła
nigdy
bo wina
nie jest ulgą
a pogłębieniem
blizn
wyszarpanych
niechcianym
...
każdy radzi sobie sam, jak potrafi, chociaż nikt nie potrafi. ale życie wciąż jest ważniejsze, więc próbuje. szuka rozwiązań, eksperymentuje, bo nie ma mądrego, który zamiast stawiać diagnozę pokaże jak uleczyć rany.
Usuńnie umiem pisać wierzy. pewnie nie potrafię ich czytać - tym bardziej cieszę się, że jesteś. bo umiesz i robisz to znakomicie. dziękuję.
Nie zawsze zostaje życie po takich doświadczeniach... prawo jest bezprawiem w niektórych przypadkach - w tym zdecydowanie tak. Bo winny sytuacji nigdy nie poniesie adekwatnej kary, a ofiara jeśli ulegnie swojej woli zadośćuczynienia sobie ukarze się drugi raz. Wobec niej prawo wyciągnie konsekwencje z pewnością.
OdpowiedzUsuńCo do wersów - łatwiej mi tak wyrazić myśli emocjonalne.
szukam emocji - tym bardziej dziękuję.
Usuńmoże plastikowe lale ograniczą liczbę złych doświadczeń - rozdawałbym je za darmo, gdyby to pomogło.
a czytanie o ekscesach intensywnych powoduje mi w mózgu procesy w których cała ta substancja kryje się żelatyną. zaatakowana męskim ciałem kobieta ma się bronić męskim ciałem, a jeśli czymś więcej, to odpowie za nadmierną obronę. kosmos nie wiem przez kogo wymyślony.
Plastikowe lale czy obecnie raczej roboty trochę kosztują. Nie mam złudzeń raczej w tej kwestii, choć chciałabym mieć Twoją wiarę.
UsuńOfiara nie zmyje tego aktu z siebie nigdy, a zbrukana pamięć też nie ożyje. Niestety.
Żyjemy w piekiełku majestatu prawa...
fakty trudno odwrócić - trzeba byłoby być Bogiem. a co zrobić, skoro już się stało? jak zapobiegać kolejnym aktom bezprawia? można żyć bez wiary, albo robić cokolwiek. może w końcu ktoś wymyśli rozwiązanie. przecież penicylinę też wynaleźli ludzie i udało się opanować kilka kataklizmów dzięki temu.
UsuńA czy ja mówię, że fakty można odwrócić? Wydaje mi się, że raczej mówię o tym by wyciągać konsekwencje adekwatne do czynów.
UsuńW świetle kk najwyższy wymiar kary za gwałt to 8 lat - jeśli jest dokonany ze szczególnym okrucieństwem nie może być krótszy niż 5 lat.
Pozostawię to bez komentarza.
czyli nożyk do obierania jabłek jest ostatnią deską ratunku, żeby nie doprowadzić do eskalacji. i "telefon do przyjaciela"
UsuńNie wiem co jest ratunkiem...
UsuńMoże po prostu bycie człowiekiem dla innych...
normalnym tłumaczyć nie trzeba, a imbecylom to nie wystarczy.
Usuń