Pustym korytarzem przemknął
niewidzialny jęk. Przemknął? On się ciągnął, jak guma do żucia pod butem w
upalny dzień. Jeszcze nie tak dawno pomyślałbym, że to niewinny przeciąg grasujący
bezczelnie w rurach wentylacyjnych, jednak obecnie wizja psa Baskervillów
całkowicie opanowała mój umysł i byłem święcie przekonany, że zza zakrętu
korytarza wyłoni się bestia czarniejsza od nocy w nowiu i wściekła jak sam
szatan. Rzuciłem okiem za siebie i na wszelki wypadek szedłem przy ścianie,
żeby choć jedną flankę zabezpieczyć przed domniemanym atakiem czarnej bestii.
Kiedy w końcu zamknąłem drzwi biura ocalony w cudowny sposób otarłem pot z czoła.
Pani Kasia popatrzyła na
mnie z milczącym współczuciem i wyżałośniałem jeszcze bardziej, licząc po cichu,
że może przytuli mnie do piersi i pogłaszcze po policzku. Jednak pani Kasia
uczucia bliższe kierowała wyłącznie do szefa i moje niecne myśli zostały
błyskawicznie wyplewione wzrokiem krystalizującej się właśnie pogardy. Zdecydowanie
pani Kasia wolała mężczyzn z charakterem. Mocnych, władczych i zdeterminowanych
do działań. Do sukcesów i podbojów. Krótko mówiąc – nie mnie. Trochę ją rozumiałem,
gdyż również zerkałem na szefa z uczuciem. Faktem jest, że ambiwalentnym, gdyż
zazdrość toczyła mnie jak szrotowiec kasztanowcowiaczek dojrzałe drzewo. Nie ulegało
jednak wątpliwości, że podziwiałem go również i czasami brakowało mi tchu, gdy
popatrzył na mnie męskim, stalowym wzrokiem, odzierając moją duszę z jedwabiu
westchnień. Czułem jak miękną kolana – moje i pani Kasi, która nie ukrywała
nawet w rozmowach kuluarowych, że uczuciem pała beznadziejnym i platonicznym,
deklarując gotowość przeobrażenia tego daremnego uczucia w spełnienie pełne
motyli i westchnień z rajów dla dwojga.
Zagrzechotała woda lodowa w
klimatyzatorze, żeby przetoczyć się drżeniem po kręgosłupie, aż musiałem
zapracować zwieraczem, żeby nie poddać się niespodziewanej panice. Stanisław
właśnie gdzieś wychodził i odsunął mnie delikatnie jak na niego. Trochę
przypominało to przestawienie szachowego gońca na zapomnianą flankę, by bronił
przyczółka nieistotnego. Drzwi kłapnęły za Stanisławem, ale przecież pies
zdążył wymruczeć kolejną głodną rapsodię. Odzyskałem sprawność kończyn i bez
zwłoki (dosłownie) zameldowałem się przy biurku. Odgrodzony od bestii szeregiem
segregatorów pełnych treści tajnej, poufnej i niejawnej poczułem stabilność
pozwalającą mi wyprostować grzbiet. Dopiero wtedy odważyłem się zerknąć na
biust pani Kasi, do którego nie chciała mnie przytulić. Zauważyłem, że pokiwała
głową z uznaniem dla mojej przemiany.
Na korytarzu zadudnił znany
nam wszystkim doskonale dźwięk seryjnie mordowanych karakanów markowym obcasem Rudej.
Wreszcie! Wszystko wróciło do normy. Ruda okopała się na więcej niż tydzień w
zaciszu swojego laboratorium i preparowała coś tak wytrwale, że wyłącznie
dostawca pizzy miał okazję podziwiać jej fryzurę przypominającą tę Einsteina
podczas pracy twórczej. Ruda nie poprzestała na pojedynczym spacerze. Nawet na trzech
nie poprzestała. Zupełnie, jakby chciała nadrobić swoją tygodniową absencję
wokalną i demonstrowała przerażającą ruchliwość. Dobrze, że mury przedwojennej
fabryki budowane były do znacznie większych obciążeń wibracjami maszyn
produkujących arsenał wojenny na potrzeby partyzantek w wielu krajach
rozwijających się potajemnie przed zgniłym wzrokiem zachodnich cywilizacji.
Może szukała psa? Miałem
nadzieję że schwyci go za pysk i zniewoli. Ujarzmi, albo wyrwie mu krtań i
rozwiesi na ścianie trofeum myśliwskie. Widziałem już rozmarzonymi oczami tę
kreaturę podobną do Yeti, kudłatą, spoconą i śmierdzącą krwią pokonanych
przeciwników wystarczająco naiwnych, żeby mu rzucić wyzwanie schnącą na ścianie
pod pełnym dumy wzrokiem rudowłosej wojowniczki. Jakby na potwierdzenie moich
podejrzeń zajęczała wiertarka udarowa, której nawet taki techniczny neptek jak
ja nie mógł pomylić z dentystycznym narzędziem, czy powiedzmy zaśpiewem młota
hydraulicznego. Ruda rozstrzeliwała ciszę swoją obecnością, a wiertarka
pracowała nie bacząc na staccato jej nieposkromionej ruchliwości.
- Zachwycająca kobieta! Wierci nawet w marszu!
– pomyślałem, jeśli tę czynność można nazwać myśleniem, gdyż inżynierski umysł nie
powinien z podobną mrzonką dyskutować, ale od razu skazać ją na niebyt – Pani Kasia
tak nie potrafi…
Maślanym wzrokiem
przetoczyłem się po sylwetce pani Kasi nasłuchującej z zainteresowaniem owych
dźwięków dobiegających z zewnątrz. Nawet szef zdawał się poświęcić odrobinę
swego niezwykle cennego czasu nieistotności dobiegającej zza drzwi, dzięki
czemu zainteresowanie pani Kasi stało się bardziej wiarygodne, a może nawet
szczere i pałające chęcią. Tętent Rudej nabrał większego wigoru, kiedy dźwięki
wiertarki umilkły. Musiała przesuwać się ruchem wahadłowym, jakby przeczesywała
korytarz jednoosobową tyralierą starając się otoczyć niewidzialnego wroga. Nie
mógł to być pies Baskervillów, gdyż jego otaczać nie trzeba. Może tłukła
insekty? Na pewno wyhodowała coś potwornego i nawet pies zwiał w wentylację,
żeby go nikt nie wyiskał tropiąc radioaktywne, jadowite biedronki. Rozejrzałem
się pod biurkiem dyskretnie, gotów deptać z animuszem stada i kohorty drobnicy,
planktonu białkowego wałęsającego się w nieznanym celu pod nogami, ale
znalazłem tam tylko poczciwą, oswojoną podłogę.
Widać wzrok mam nietęgi,
albo inwazja nie sforsowała jeszcze biurowej twierdzy. Zapewne to szef własnym
autorytetem onieśmielał ją, jak onieśmiela mnie, patrząc na mnie zestawem uczuć
przewidzianych dla leniwych podwładnych. Pani Kasia zamierzała eksplodować spontaniczną
reakcją napędzona szefową uwagą, kiedy wrócił Stanisław i nie pytany ogłosił nowinę:
- Wieszają tablicę na korytarzu. Unijną. Widziałem
jak Ruda tańczyła dookoła, fotografowała, dokumentowała i głaskała nowiuteńką
tablicę. Mówię wam, cyrk! Mało brakowało zagłaskałaby te gwiazdki na śmierć.
Dobrze, że monter szybko ją powiesił. Na koniec Ruda poprosiła mnie, żebym jej
trzasnął fotkę na tle tablicy. Pasuje do niej jak ulał, taka błękitna…-
Stanisław rozmarzał się jawnie i bezwstydnie – Z aureolą gwiazd złotych… Piękna
jest mówię wam!
- A co jest treścią tablicy – szef był
praktyczny do szpiku kości i potrafił zredagować podstawowe problemy świata
techniki ignorując wątki filozoficzne – Przeczytał pan?
- A przeczytałem! – Stanisław zaskoczył nawet
panią Kasię – Dedykacja chwalebna dla siedmiocyfrowej kwoty z Brukseli na rzecz
badań nad komórkami macierzystymi i położenie podwalin na polu ich namnażania i
selekcjonowalnej hodowli. Ma poparcie odgórne i budżet, więc nie ruszymy jej
stąd nigdy. Może sobie hodować trzygłowe węże, leśne smoki, czy mrówki mutanty,
a pod egidą tablicy i tak będzie nietykalna. I co teraz szefie?
Dźwięk seryjnie mordowanych karakanów- no nie...padłam na twarz. Biedaczyska...ciekawe czy z nich nie można byłoby czegoś wyekstrahować...tak przy okazji.
OdpowiedzUsuńtego to już nie wiem.
Usuńzapytać Rudej?
Przypuszczam, że coś by pewnie wymyśliła.
UsuńSądząc po ich możliwościach- mogłyby się sprawdzić jako psy gończe do wykrywania pokarmu o większej zawartości wody? Tyle, że to miałoby sens tylko dla świata mikro.
ma budżet, to może wymyślać. nie każdy wynalazca ma tyle szczęścia.
UsuńWejście z czymś nowym na rynek z pewnością wymaga b.dobrego rozpoznania potrzeb, żeby znaleźć mecenasa*/inwestora.
Usuńniech knuje. byle samopas się nie rozłaziło.
UsuńMam nadzieję, że będzie ciąg dalszy. :)
Usuńto już jest ciąg dalszy przecież. chyba z czwarty kawałek ukrywający się pod etykietą biuro.
UsuńAle będziesz to dalej kontynuował?
Usuńzobaczymy.
Usuńpewnie coś się wykluje. chyba, że Ruda zniknie z horyzontu zdarzeń.
Pani Kasia, jak widzę, ma upodobania charakterystyczne dla kobiet o tym imieniu. Mężczyzna z charakterem, mocny, władczych, zdeterminowany, stworzony do sukcesów i podbojów, o męskim, stalowym spojrzeniu, słodki drań tak zwany...
OdpowiedzUsuńŁezka w kroku!
och... tu mnie masz. nie wiedziałem, że to kasieńkowe inklinacje. samo wyszło. widać podświadomość ma wielką moc sprawczą.
UsuńSiła tych inklinacji jest widocznie potężna, skoro przebiła się nawet przez nieświadomość.
Usuńczas najwyższy przyjrzeć się jakiejś Kasieńce. Tylko skąd ją wziąć?
UsuńZnam co najmniej jedną.
Usuńcarycę?
UsuńNiestety, nie. Gdyby była carycą, wszytko byłoby prostsze.
Usuńto może zasugeruj taki awans, skoro to uprości sytuację.
Usuń