Dzień na bogato. Na początek kark. Po czym rozpoznałem w
nim kobietę, to teraz pewnie już zmyślałbym, ale pani nie miała piersi, tylko pięknie rozbudowaną klatkę piersiową. Motyle, bicepsy, tricepsy i może nawet triceratopsy
prężyły się podskórnie, aż umknąłem do autobusu opętany wizją z „Wejścia smoka”
kiedy pan Bolo złamał w pół jakiegoś niedoszłego mistrza sztuk walki. Pani miała
wszystkie mięśnie wytrawione tatuażami i bynajmniej nie były to kwiaty. No –
chyba, że pancerne. Daleko nie uciekłem. Na następnym przystanku stał kolejny
wojownik. Ten wracał z pustynnej burzy do domu. Długo wracał, może się bał, że
go ścierą prześwięcą za spóźnienie nie tylko na obiad, ale też na daremnie wyschniętą
płodność małżonki. Spodnie i bluzę miał sterane piaskiem i wyblakłe od słońca,
a ubytki włosów maskował fioletową chustą zawiązaną szczelnie na głowie. Moja
waleczność doznała upokorzenia i schowała się w subtelną urodę pani o bladej
twarzy i wątłym, czarnym warkoczyku. Schowałem się tylko na chwilę, bo nade mną
niebo zostało poszatkowane w szachownicę, żebym mógł wybrać sektor, w którym
zostanę zapylony, zlokalizowany, zneutralizowany i zdjęty z planszy. Wczoraj
dotknęło to trzy gołębie. A dziś samolotowe smugi mogły się czaić na mnie.
Szczęściem wsiadła pani ze słoikiem, co poprawia mi humor nieodmiennie. Słoik
ma w pokrywce dziurkę, z której sterczy słomka. A wewnątrz coś żyje. Coś niedojrzałego,
bo jest intensywnie zielone i zmiksowane na miazgę. Rusza się i chyba irytuje je
wierzganie autobusu, który podskakuje choć ma resory i pompowane koła. Topole
podstępnie ryją korzeniami w asfalcie jakąś płaskorzeźbę i z braku lepszych
pomysłów nazwałem ową sztukę bitu-rytem. A potem, to już pospieszna pani w
szwedzkich barwach narodowych studiowała menu na przystanku autobusowym i wyraźnie
zawiedziona pobiegła w stronę następnego z nadzieją na przychylniejszy rozkład
jazdy. Problem w tym, że tam zatrzymywały się pojazdy o tych samych numerach,
więc tylko rozkład mógł być inny. Może to wystarczająca zachęta do biegu? W
finale już tylko wysokopienna chudzinka ubrana szczelnie w dezodorant, który
przyćmił wszelkie wonie mające śmiałość zaistnieć w jej otoczeniu. Niosła swój z uśmiechem i bez wysiłku. Nawet się nie spociła – kolejny mocarz!
Lubię takie coś zielone, zmiksowane, tylko ja to trzymam w lodówce i nie noszę ze sobą.
OdpowiedzUsuńPrzegląd typów jak zwykle interesujący. Zaczynam podejrzewać, że masz dodatkowe oko.
nie mam. mam tylko nieustające zdumienie światem i robię co mogę, żeby nie zgnuśnieć idąc we własną codzienność tymi samymi ścieżkami. ludzie są fascynujący w swoich zachowaniach.
Usuńzjadasz żywe, zielone błoto? przez rureczkę? ta pani chyba je wiezie do pracy zamiast kanapek.
Ha, ha, ha-ależ wybór. Co sztuka to lepsza.A bitu-ryt przewyższa wszystko, chyba że jestem mało wymagająca. Świetnie się czyta takie teksty.Byłam też "W negliżu", bo pominąć go w upał wręcz nie przystoi.
OdpowiedzUsuńtytuł chwyta. powiedzmy, że za serce. i pominąć go trudno. drzewa potrafią rzeźbić i w kamieniu, a co dopiero w masie plastycznej. ja nie potrafię. tylko gadam i gadam.
OdpowiedzUsuńA właśnie-co do tytułu postu...ciekawie brzmi, zwłaszcza w obliczu poligonowej odpowiedzialności.
Usuńja mówiłem o tym drugim tytule - w negliżu.
UsuńHa, ha-a mnie się skojarzyło z walecznością :)
UsuńI z nazwiskiem -Walczak.
Usuńto i słusznie. lud bitny jest bez względu na płeć. taka skaza historycznie ukorzeniona.
UsuńModa na słoiki z rurką, w których pływa coś na kształt krowich rzygów nieodmiennie mnie intryguje. Od spróbowania jestem jak najdalsza - nie każda moda jest dla wszystkich.
OdpowiedzUsuńja sprawdzałem, czy ta pani nie jest ruda. albo nawet czy to nie Ruda.
UsuńOpowieści o Rudej to dobra rzecz, oj, dobra!
Usuńmłoda jest, to i zapewne długo pożyje.
UsuńŻyczę jej jak najlepiej, a wraz z nią także i pani Kasi oraz reszcie załogi.
UsuńFajne są takie słoiczki! Przecież można tam wlać coś czerwonego jak zielony się wam nie podoba. ;)
OdpowiedzUsuńpodglądam z zachwytem - farb o tak żywym kolorze nie widziałem. może lakier do paznokci.
UsuńTak to jest gdy nie my decydujemy co widzimy i co nam jest dane do obejrzenia. Doświadczenie można zapisać w kajecie i kiedyś wnioski wyciągnąć. Jak się ma kajet. Teraz ludzie nie maja kajetów. Tylko wyjątkowi potrafią pisać. Sprawdzałam wczoraj. Jestem wyjątkowa.
OdpowiedzUsuńgratuluję samopoczucia. niech się wiedzie.
UsuńNic samo się nie wiedzie , trzeba powieźć , ponieść, popchnąć, podturlać. Trzeba wysiłku włożyć by poruszyć spełnienie, by spadło i wpadło i posiliło.
Usuńwięc powieź, ponieś, popchnij i poturlaj. wysiłkuj aż do rumieńców by się ruszyło, spadło, wpadło i posiliło.
Usuń...ha ha ha ha ha ha ha ha ha ...
Usuńwszystkiego dobrego i mnóstwa powodów do śmiechu - tego radosnego.
UsuńTypy ludzkie ujęte oszczędnie i ubrane w niezwykłe zdania. Taka pani wychudzona, ubrana w dezodorant nie może przejść niezauważona...
OdpowiedzUsuńSerdeczności
nie może. szczelnie otulona, nie musiała się nawet ubierać w szmatki - trudno byłoby dotrzeć do nagości bez prysznica.
Usuń