Nazwa musi być chwytliwa. Był czas, kiedy gwarantowała to literka
X domykająca słowo. Co bardziej wyrafinowani potrafili przedstawić się kładąc
akcent na niewidzialne X w imieniu… powiedzmy MareX. Modne bywały przedrostki –
MAX, lub MIKRO, stosowane, gdy trzeba było rzecz wyeksponować, względnie ukryć
niedoskonałość. W kolejce stały zlepieńce i skrótowce – fragment imienia
podbity futrem narodowości, inicjał skoligacony z branżą. No i ukochane
trójliterowce, tajemnicze niczym siódmy krąg piekieł, gdzie nie wiadomo za
jakie zasługi wyrwą włos z tyłka bez znieczulenia. Nastał czas, kiedy wszystko
musi być EKO. Silikonowe pośladki i karton po mleku, nawet manekin programowo rozchylający
uda bez zgrzytania trybami.
W międzyczasie był jeszcze -POL.
OdpowiedzUsuńprzecież wymieniłem je - fragment imienia podbity futrem narodowościowym MarkPol, albo branżowym - FranBud.
UsuńNo tak.
Usuń