czwartek, 25 marca 2021

Doskonały.

 

                      Bonifacy wcale taki nie jest. Wiadomo, udaje, jak każdy. Jeśli w ogóle ktokolwiek go dostrzega. Przeciąga się, pozwala brzuchowi poburczeć raczej żałośnie, niż złowieszczo i generalnie akumuluje energię na czas, kiedy nikt nie patrzy. Nadużyciem byłoby powiedzieć, że wtedy rusza na łowy, bo on nigdzie nie rusza. On czeka, a ofiary same przychodzą, zwabione czymś, czego zdefiniować nie potrafię. Przecież nie urodą, już prędzej dostatkiem cielesnym. Wygląda jak przesadnie złośliwa karykatura ideału promowanego przez świat urody.

 

                      Ale przychodzą. Ukradkiem, trwożliwie rozglądając się na boki, żeby nikt nie dostrzegł objawów perwersji. Może szukając odmiany, albo chcąc podnieść własne samopoczucie widokiem obrzydliwości jaką ciężko byłoby przebić. Może cuchnął feromonami, oszałamiając niewinne ofiary, oraz te sfrustrowane, które przywiodła rozbuchana nadzieja. Upajał ich zmysły wabiąc ku sobie, jak migotliwa świeca ćmy.

 

                      Zły nie był, bo to wymagałoby choćby śladowego działania, a on pozbawiony był emocji, inspiracji i inicjatywy. Po prostu – konsumował. Bez żadnych uprzedzeń, nie grymasząc, jakby demokracja była jego wyznaniem. Patrzył obojętnym, małym okiem na wszystko, co zbliżało się doń i czekał, aż dojrzeje do uległości. Dopiero wtedy łaskawie pobierał darowaną bliskość i pasł się bez najmniejszego wstydu. Niektóre uciekały zawstydzone brakiem własnej śmiałości, albo krygowały się, wierciły pod beznamiętnym wzorkiem Bonifacego i nie były zdolne do przekroczenia granic intymności. Cierpliwość miał kamienną. Nie poganiał, nie naciskał – czekał.

 

                      Wciąż przychodzą, kiedy tylko świat spowiją mgły ciemności.

 

2 komentarze: