Wymarzyłem sobie Lalę. Tak! Właśnie Lalę i tak do
niej mówiłem, kiedy noc mijała nadaremnie, a ja wciąż sam, samotny, pusty od
wszelkiej, zewnętrznej obecności odzyskiwałem świadomość, kiedy dłoń masowała
członka wyprężonego tak, jakby sięgnął dna pożądania Lali. Uczucie tak
paskudne, że pożądanie więdło w okamgnieniu, bo przecież samogwałt nie zastąpi
marzeń. Może tylko udawać. Ja mogę udawać i zamykać oczy, bo przecież jej,
wpatrzone w nieskończoność kosmosu ekstazy są nie dla mnie…
Gryzło i drapało. Uczucie niespełnienia wypełniało
dżinsy kąpielówki, zimną, satynową pościel, której obiecałem nie skalać niczym
więcej, niż nagością. Tak. Sypiam nago i każda, nawet najdelikatniejsza
jedwabna tkanina sprawia ból – mnie i mojej pościeli Obiecaliśmy sobie, że
będziemy otwarci na wzajemność. Przynajmniej ja obiecałem, a ona otuliła mnie
tak jakoś, że poczułem… Chyba jestem przewrażliwiony. Nadczuły, głodny tak, że
gdybym dostał – obżarłbym się śmiertelnie. Tylko człowiek potrafi zjeść więcej,
niż potrzebuje. To zapewne jakaś genetyczna niedoróbka, bo zwierzęta nie
zdychają z przejedzenia. Tylko ludzie. I tylko ludzie niszczą, choć nie wnosi
to nic, do ich wegetacji.
Zasiedlałem sterylną kubaturę, patrolowaną miliardem
czujników mających sprawić, że poczuję komfort. Albo byłem tak nieudany, albo
zbyt zachłanny, jednak – nie czułem. Komfort sześcianu był dla mnie więzieniem.
Klatką, kajdanami duszącymi smak i głód. Bez Lali… Równie dobrze mogłem być
pasztetem podanym na przyjęciu wymagającym zakąsek do trunków niebezpiecznych
dla życia. Udawałem życie. Nie podejrzewałem siebie o tak wielki talent, ale
jednak! Udawałem. Oddychałem, rozmawiałem, podejmowałem interakcje.
Lala… Dźwięk jej głosu budził na moim ciele każdy,
niewydepilowany do korzeni włos. Niewiele ich było. System pilnował, żebym w
ramach codziennej higieny wyczyszczony został ze zwierzęcości. Gdyby mógł,
wypreparowałby mi neurony i tylko je zachował przy życiu, resztę przeznaczając
na paliwo dla maszyn zasilających system. Na razie nie mógł… Na razie…
Wymyśliłem sobie Lalę – dla siebie i nikogo więcej.
Lalę, która będzie moim wszechświatem sprawującym kontrolę nad systemem i mi
uległą. A ja… nawet System nie miał takiej władzy, jaką ONA mogła ode mnie
dostać dobrowolnie. Podskórnie wyczuwałem niepokój Systemu, inwigilację
bardziej niż pobieżną i okresową. Może byłem już OBIEKTEM. Czymś. Nie kimś, a
rzeczą, którą trzeba zdiagnozować, zoptymalizować użyteczność i wykorzystać,
żeby nie zmarnował się ani jeden fragment materii. Oko Systemu spowiło mnie
kokonem dociekliwości, a we mnie lęgły się demony niemożności.
Pragnąłem Lali. Przed nią otworzyłbym się, bardziej
bezbronny od ślimaka w deszczu. Przełykałem ślinę i kamuflowałem Lalę w takich
otchłaniach, w jakie niechętnie zaglądały nawet sondy Systemu.
- Boże! Jeśli w ogóle istniejesz! Daj mi Lalę.
Pozwól, żeby System zaniemógł, żeby się zagapił i MY…
Nigdy o sobie nie myślałem liczbie mnogiej, ale
pragnąłem tego MY bardziej, z każdym dniem. A system czuł się zaniepokojony
moją perwersyjną myślą, bo szpiegował mnie staranniej niż dotychczas. Zwiedzał
peryferia, inicjował kolejne rozpoznania. Lali nie było… Dla mnie nie było nic.
System wysysał z układu każdą wartość, pozostawiając maluczkim trwanie i
przymykał oko na autoerotyczne rozpasanie, lecz nasienie skrupulatnie, do
ostatniego ziarna wybierał, żeby nie zmarnowało się ani jedno.
Lali nie było, a ja wyłem bezsenność, choć System
faszerował mnie rosnącymi dawkami leków i witamin. Niepokój wewnętrzny
pokonywał specyfiki i dożylne kroplówki. Pozwalałem, żeby system zdrapywał ze
mnie kurz istnienia. Zlizywał pot, przeprowadzał codzienną higienę, czyszczącą
mnie z osadów i zbyt rozpasanych myśli. Pozwalałem – brzmi tak, jakbym miął
wpływ. Nie. Nie miałem, ale ukrywałem się w sobie i starałem się zmieścić z
istnieniem gdzieś poza zasięgiem systemu. Szczerzyłem zęby, jeśli na apelu
System tego zażądał, wypinałem się, bez wahania pozwalałem na kontrolę układu
pokarmowego, czy krwionośnego. Nauczyłem się, bez emocji przechodzić testy płuc
sięgające wnętrza pojedynczych pęcherzyków. Lali… wciąż nie było.
Spałem, kiedy przyszła. Dotknęła policzka,
przeciągnęła opuszkami palców po włosach. Przestałem oddychać, więc klepnęła
mnie w policzek, aż się zaróżowił – nie wolno obudzić Systemu. Przeprosiłem,
otwierając oczy. Była… piękna. Chwyciła mnie za gardło, kiedy w ciągu paru
sekund przełykałem ślinę nasty raz. Popuściłem z emocji i tego już nie była w
stanie pohamować.
- Jest! Spełniło się jedyne marzenie warte życia w
sześcianie!
Wrzeszczałem w ukryciu. Głębiej, niż zaglądał System.
Pragnąłem i bałem się jednocześnie, ale Lala… Dopiero teraz zauważyłem, że
przyszła wolna od tekstyliów. Przyszła, by wziąć mnie w posiadanie.
- Nigdy dotąd nie miałem aż takiej erekcji –
pomyślałem z satysfakcją, że System usiłował, ale wciąż nie stał się
doskonałym.
Lala położyła mi palce w poprzek ust, żebym nie
zdradził JEJ istnienia przed Systemem, jednocześnie drugą ręką pieszcząc moje
dziewicze niespełnienie. Długo czekałem na ciepło JEJ dłoni tam, gdzie…
Traciłem wzrok i rozum, a Lala nie przestawała.
- Jak mógłbym JEJ wynagrodzić? – pomyślałem, gdy
traciłem zasięg i łączność z rzeczywistością. Lala uśmiechała się, kiedy mój
rozum odpływał poza zasięg Systemu, na krawędzie niezbadanych łąk wszechświata.
Podała mi ciepło swojej ręki i razem płynęliśmy szybciej, niż słoneczne
promienie dążą ku przyszłości Ziemi. – Rozchyliłem duszę i ciało, nic mniej nie
było warte Lali. Oddałem się cały, otworzyłem, niczym meduza pieszczona ciepłą
falą.
Weszła we mnie! Boże! Pozwoliłem JEJ być we mnie, a
ONA weszła. Wzięła wszystko a ja jej wszystko oddałem, bez namysłu, bez
zahamowań. Krzyczałem rozkosz, jakiej nie znałem dotąd Lala krzyczała też.
Biegliśmy. Przemierzaliśmy alternatywne światy,
rodziliśmy nowe, dotąd nieznane. Nieskończoność przewijała się przed nami
ulegle i przychylnie. Soki ciekły z Lali, ze mnie ciekły… Jeśli Bóg istnieje
naprawdę, to chyba właśnie pozwolił nam na chwilę zapomnienia, na bezmyślność i
zwierzęce instynkty. Krzyczałem bezwstydną radość, Lala odpowiadała echem.
Byłem tak nagi, jak System chciałby, lecz jemu nigdy nie pozwoliłem. Lala
odarła mnie z fałszu, z niepewności. Z lęku, że jestem nieudacznikiem tak
odległym od ideału fizycznego istnienia, że poniżej to tylko mierzwa. Porwała
mnie i unosiła na Olimp, a ramiona miała silne.
Płynęliśmy. Dryfowaliśmy, Kąpaliśmy się w chmurach i
krzyczeliśmy radość wzajemności.
- Moja! Moja! Moja! – darłem się pod niebiosa, a ona…
Ni spodziewałem się, że rozkosz może minąć szlaban nieskończoności. Lala
sprawiła, że nieskończoność stała się karłem, karaluchem, którego tylko
zdeptać, w myśl powiedzenia, że po nas, choćby potop!
Zwiedzałem z Lalą niekończące się wszechświaty, gdy
chwyciła mnie za duszę mocniej niż ją podejrzewałem. Bolało. A ona zaciskała
dłonie.
- Kocham cię, pragnę. Bez granic, ale przecież czuję
ból, czyżbym kochał zbyt słabo? Mieszka we mnie niepewność? Przecież jesteś
Lalą! Moją, wyśnioną, ukrytą przed okiem Systemu. Tak długo starałem się, żebyś
dojrzała niedostrzeżona przez wszystkowidzące oko, a wreszcie jesteś! Pragnę
ciebie i oddam się cały, ale twój uścisk boli… zaciska arterie pożądania!
Pozwól mi oddychać!
Lala, wciąż trzymając mnie za gardło duszy,
przyciągnęła moją twarz do własnej i uśmiechnęła się szerzej, niż dotąd. To w
ogóle jest możliwe? W spełnieniu twarze wypełniają się tak, że księżyc blednie
z zazdrości, więc jakiekolwiek więcej, jest tylko iluzją, oszczerczym
wyznaniem, ale przecież widziałem!
- Mój! – szepnęła mi do ucha pochylając się i
łaskocząc policzki miękkimi włosami – Jesteś mój!
- Tak! Odpowiedziałem zachrypniętym głosem, spazmem,
ostatnim tchnieniem, jakie we mnie i poluzowały klamry tajemnic. Intymność,
dotąd tak dobrze skrywana spłynęła na Lalę. Błogość ogarnęła nasze ciała, byłem
stracony bardziej, niż ostryga już leżąca na talerzu, kiedy szczypce chromem
wyświecone sięgają po muszlę. Warto było- ONA godna była każdego poświęcenia i
każdej uległości. Nie podejrzewałem nawet, że potrafię rozchylić się bardziej,
niż tulipan tracący płatki gdy nadejdzie jego czas.
- Jesteś mój – wyszeptała Lala.
- Tak! – odpowiedziałem będąc pełnia szczęścia.
Nie wiem kiedy, może trzy nieskończoności później
ocknąłem się. A może ledwie sekundy dzieliły mnie od ostatniej myśli? Lala
pochylała się nade mną, powtarzając słowa tak piękne, tak wymarzone, że nie
mogła być fatamorganą i senną mrzonką. Oczy miałem otwarte szerzej, niż
kiedykolwiek, czułem ciepło jej ciała leżące na moim. Lala szeptała wciąż, a
usta jej drżały z emocji.
- Mój – Żar jej ust spalił mi rzęsy – Jesteś mój!
Z obrazu zaczął sypać się kamuflaż. Rysy Lali pękały,
topiły się, gasły, spadały na ziemię wzywane bezduszną grawitacją. Spod pęknięć
pojawił się błysk zachłanności. Schwytany za duszę zaczynałem się pocić.
Bolało. Smycz zaciśnięta na gardle nie pozwalała na rozsądek. Spod twarzy Lali
zerkał na mnie jadowity uśmiech Systemu.
- Jesteś mój!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz