Rowy, wyschnięte po bezśnieżnej zimie… A ja… właśnie
ukradłem „małpkę” spirytusu! Tam, gdzie kamery potrafią zajrzeć kobietom pod bieliznę
przesiąkniętą okresem, żelazem, uruchomiającym elektroniczne zabezpieczenia.
Wsunąłem flaszeczkę za pazuchę śmierdzącej kufajki, w
rozporek, gdzie… wstyd się przyznać – zimą nie zdarza mi się kąpać, bo strumienie
zamarzają, a jeśli nie, to musiałbym poszukiwać własnej męskości pół dnia. Miałbym sikać,
oszukując dłonie?
- Upić się, zapomnieć! – Myśl elektryzuje mnie, pamiętając minione retrospekcje. Spirytus saute powala mnie na ziemię i natychmiastowa reinkarnacja na OIOM-ie, stanowi absolutne minimum!
- Pić! - Desperacko sikam do znalezionej, plastikowej
butelki, żeby ochrzcić ambrozję!
Łaskawie nikt nie widzi!
Czyzby takie morsowanie na ostro?
OdpowiedzUsuńraczej ekstremalny alkoholizm, który nie daje rady z ideałem i musi go rozcieńczyć, choćby niecnie.
UsuńBrutalnie, a jednak coś jest w tym co zatrzymuje, a może nawet wzrusza... Brutalnie wzrusza. Dziwnie.
OdpowiedzUsuńsiła nałogu. bezwzględność w dążeniu do celu. może to?
Usuń