Jeden z tych, o jakich się wie, ale nigdy wspomina. Z
pobłażliwością zdefiniowaną cennikiem wyskalowanym w godzinach. Stoi niepozornie,
niczym blaszany kontener na zapleczu placu budowy. Operator właśnie oliwi
zawiasy, bo drzwi otwierane w nieskończoność kwilą, że wykorzystywane są niczym
średniowieczne dzieci w brytyjskich kopalniach. Zawstydzone okienka, przepocone
historią zbiorowego wysiłku tymczasowych, którzy (oczywiście) „pierwszy raz”
musieli skorzystać - milczą. Niewzruszoną wierność okien gwarantuje motto
zakładu:
– Płacisz i wchodzisz; nie stać cię, wynocha.
Zero rasizmu, dyskryminacji, upokorzeń. Czysty
biznes. Wymieniasz banknoty na spełnienie, pośród równie zdesperowanych. Zakrywasz
widzenie powiekami – zasłony są trwale zaciągnięte, wiecznie gotowe na perwersyjną
intymność. Twoją również.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz