Kobieta szła przez zamgloną do absurdu łąkę. Musiała
znać okolicę, skoro bez lęku wkroczyła między wyschnięte zimą nawłocie i
wrotycze, pomiędzy splątane jeżyny i trawy pokładające się z braku słońca pod ciężarem
mrozu. Mgła snuła się bez celu, otulając świat chłodem i wilgocią. Nie każdy to
lubi, jednak kobieta szła. Bez pośpiechu, niemal jak ta mgła snując się w
granicach wątłego widnokręgu. Otulona chustą, czy szalem… może peleryną z
szorstkiej, samodziałowej wełny w geometryczne wzory nieumiejętnie naśladujące
naturę.
- Pies? Może biegał gdzieś tam, stanowiąc alibi i
wyjaśniając jej nieoczywistą obecność?
- Absolutnie! Jeśli nawet był, to mgła pożarła nie
tylko jego obraz, ale również radość ze spaceru i zapach łudząco podobny do
smrodu zwilgotniałego, starego koca.
Więc – nie. Poszła sama, albo pies dawno już stał się
wilkiem i pobiegł szukać pobratymców gdzieś w Bieszczadach, czy resztkach
Kampinosu, kompletnie ignorując nieumiejętność niegdysiejszej właścicielki w
tropieniu i ściganiu zwierzyny. Sylwetka zdawała się być czernią zanurzoną w
szarym, tłustym oleju. Kontur, niejasno pojawiający się tam, gdzie mgła
chwilowo osłabła mógł zawierać każdą sylwetkę. Włosy proste, spłakane wisiały i
kto wie, czy ze strąków nie kapała woda nie mogąc utrzymać się pośród ich
wiotkości. Twarz i kostki nieśmiało bielały wystając poza wszechobecną czerń.
Wiatr, udając, że wcale go nie ma – zaczepiał.
Podrywał. Wślizgiwał się pod pelerynę i uciekał, zanim go obsobaczyli. Aż dziw,
że kobieta nie śmiała się z tych zalotów, albo nie sklęła go raz, a porządnie,
żeby znalazł sobie inny obiekt. Przecież gdzieś tam… muszą być drzewa. Chmury,
przesmyki miedzy tym, a siamtym, rzeki gładsze od lakierowanych stołów, albo
stoki, po których można się ześliznąć i nabrać zachwycającej prędkości, by dać
upust emocjom gwiżdżąc i śmiejąc się pełnią szczęścia.
- Byłaś taka mała… idąc między nieskończonościami, ukrywając
się w niedopowiedzeniach. I niezwykle odważna, bo przecież Odys przez wiele lat
błądził i całował ziemię po powrocie, gdy wreszcie los go ułaskawił i pozwolił powrócić. Jesteś aż tak
silna? Czy tak obojętna?
Wymyślam twoją rozpacz, wymyślam nadzieje. Wstrzymuję
oddech, by poczekać, aż przybiegnie do ciebie dziecko, czy ten, z którym
zabłądzić jest lepiej, niż z pozostałymi się odnaleźć. Lubisz błądzić?
Brakuje mi oddechu, ale wciąż staram się wysłyszeć
zwiastun, że się tobie udało. Ściskam kciuki i wargi zagryzam – ty… nikniesz
bez słów, skąpana w nieprzyjaznej atmosferze, nim zdążę uchwycić haust
powietrza ratujący życie. A zaraz potem cisza bezkresna, zwątpienie.
- Zdawało mi się, czy naprawdę szłaś pośród łąk?
W gęstej mgle człowiek sam sobie wydaje się mało realny...
OdpowiedzUsuńnawet świat zdaje się wtedy wytworem wyobraźni.
UsuńJa nie jestem KAŹDY i podoba mi się ten obraz. Widzę ją jak niemal płynie we mgle. Snuje się parę centymetrów nad ziemią. Zjawa. Fatamorgana. Ale pies mógł być. Właściwie jestem prawie pewna, że był. Jest. Biega we mgle.
OdpowiedzUsuńOna jest i silna, i obojętna. To się nie wyklucza. Niezwykła jest, bo kto by chciał spacerować po zimnej, mokrej, zamglonej łące.
I ta wędrówka między nieskończonościami. Piękne.
Fatamorgana nie chce towarzystwa, pies to co innego. Nie narzuca się, nie uzurpuje, nie zabiera przestrzeni, nie szuka wzajemności.
Rozmarzyłam się. Zamglona łąka. Cisza bezkresna i zwątpienie. Chciałabym.
Wybornie to napisałeś. Przepyszny kawałek prozy.
zobaczyłem obrazek ilustrujący jakiś jazzowy kawałek. i popłynęło.
Usuń