Poszedłem, żeby
się sobie spodobać. Na zewnątrz, chociaż wszystkie parapety dzwoniły na alarm,
że niebo rozprute popłakuje. Na chodniki wypłynęły dżdżownice i wyciągały się
ile tylko się dało, aż poszczuplały bardziej od makaronu spaghetti. Psy
podzwaniały medalami za odwagę, szpaki robiły nalot na suchsze okolice i
zwartym szykiem leciały tam, dokąd słońce nie sięga. Przed piekarnią zebrała
się gromadka mazurków, którym nikt nie powiedział, żeby z ziemi nie jadać, bo tam
brud i zarazki czają się na maluteńkie żołądeczki. Jakby nie miały mamusi. Deszcz
pisał wyznania w rozwłóczonym przez dzieci piasku, ale nie umiałem rozczytać. Talentu
do języków mi chyba zbrakło, albo zwyczajnie leniwy byłem.
Dzieci mają swój tajemny język i mimo że znam język mojej córki jak nikt na świecie to nadal się go uczę. Jestem uczniem. Ona nauczycielką. Najlepszą jakiej doświadczyłam.
OdpowiedzUsuńi odwrotnie - jesteś najlepszym z Jej nauczycieli. bo nikt inny nie przytuli tak, jak Ty. oby wszystkim Jagodziankom na świecie trafiła się równie udana MAMA.
Usuń