Z
mąki usypuję nowe, nieistniejące dotąd światy. Bezmyślnie sypię i pozwalam
krajobrazom na frywolność. Pozorną, bo grawitacja dusi rozpasanie i każdą wątłą
myśl zamienia w strukturę tępą, masywną i niewzruszoną. Daleko jej do
dziecięcej konstrukcji z klocków, gotowej rozpaść się, gdy zbyt pazernym wzrokiem
się na nią spojrzy.
Wydmuchuję
wciąż nowe obłoki i zadowalam się obojętnością, pozwalając światu na
samodzielność. Ja ojciec, który udaje, że ma wszystko pod kontrolą i pozwala
dziecku skaleczyć się, zapłakać, podumać nad niesprawiedliwością wszechrzeczy. Bo nie służą, lecz kaleczą.
Świat
wzrusza się i wzrusza mną. I powstaje niezmordowanie, kiedy strużką mąki,
chmury baraniejące, spadają ku przeznaczeniu na wieczność, bądź chwilę.
Westchnąłbym, ale obawiam się zakłócić proces twórczy, więc tylko skomle w
sobie, gdy świat gromadzi w sobie drobiny, dzieli się, mnoży, doświadcza,
dojrzewa, krzepnie i kruszy się w sobie.
Chciałbym,
by powstał choć jeden, jeszcze bardziej, by trwał, a najmocniej, żeby był
pięknym, niepokalanym, lepszym od moich o nim wyobrażeń. Może potrzebne będzie
wsparcie Wielkiego, więc klękam i błagam o wsparcie, o przychylne spojrzenie.
Mąka sypie się cichuteńko. Nie brzęczy, nie skarży się – bierze w posiadanie
wciąż nowe bezkresy. Najpierw nieśmiało smuży się, ale chwilę później wykwita
garbem, spod którego powinno wytrysnąć życie.
Sypię,
a mąka posłusznie rzuca się ku dołowi. Na łeb, na szyję, bez myśli, czy
zwątpienia. Buduję. Dumny jestem. Mąka wciąż niewzruszona – nie wie, że stanie
się tym, czym mi nie udało się być Będzie jajkiem, które przerosło kurę. Dumny
jestem tak, że drży mi ręka, a wnętrze dłoni poci się, aż z mąki powstają
kluski spadające na tworzony świat jak spadała bomba na atol Bikini, by pokalać
go poza zasięg ludzkiego żywota.
Powietrze
gęstnieje od moich marzeń i kurzu historii. Nawet mąka poci się jak potrafi,
kłębiąc się, roznosząc i szukając wilgoci, gdziekolwiek jej sięgnie.
Pani
mówi – jajko, szczypta soli i cukru, może drożdże, albo chociaż waniliowy
aromat? Nie wiem, czy chcę, nie wiem, czy świat potrzebuje aromatu z obcej mu idei.
Woda? Gotowa zabić mój świat tak wątły, że nawet oddech przemodelowuje
teraźniejszość. Czy naprawdę potrzeba? Nie wolno poprzestać na małym? Na tym,
co już jest? Gdybym miał inny materiał – westchnąłbym, a tak, nawet tego się boję.
I
nie krzycz na mnie, że jestem nieudaczny… Wszak stworzyłem wszechświat różny od
twojego. Może nikczemny, może próżny, ale inny. Nie wszystko błyskawicznie da
się stworzyć samym chceniem. Niekiedy trzeba czasu, albo pracy. Sypię mąkę – by
jutro…
Mowia ze nie od razu Krakow zbudowano... Na wszystko potrzeba czasu, wiecej lub mniej. Zalezy od czlowieka. Pozdrawiam serdecznie Oko.
OdpowiedzUsuńpisz, maluj, twórz - po swojemu. a jeśli znajdzie się w tym prawda, to na pewno ktoś się pochyli. ja na to liczę.
UsuńWidziałam pokaz tworzenie obrazów z maki, jednym zgrabnym machnięciem ręki, niczym siewca pani malować umiała wszystko...
OdpowiedzUsuńjotka
w reklamie z TV? też widziałem. i to nie jedną.
UsuńMąka... chleb... ręce... - dobro. proste dobro.
OdpowiedzUsuń