Wyszedłem, nie
całkiem sobą będąc, jakimś takim wsobnym, ciepłolubnym, odgrodzonym od poranka,
który przepływał mi miedzy rzęsami bez zauważenia. Chyba było mu smutno, że
taki jestem, a ja, nieświadomą pokusą uwiedziony, poszedłem po chleb pachnący wszystkim,
czym może pachnieć dom. Po raz nie wiem który zachwycam się chlebem, bo choć jem go całe życie, to wciąż się nie nudzi, ciągle smakuje, a kiedy go
braknie – nie jest dobrze. Jest całkiem źle. mimo, że życiorys oszczędził mi wojen,
to nie pozbawił szacunku dla chleba. I złości mnie, ilekroć widzę, jak
ktokolwiek się nim bawi. Palnąłbym w łeb bez litości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz