Potrafię zjeść to, przed czym cofnie się szakal. I
wcale nie jestem z tego dumny, że głód wyzwala we mnie instynkty zaprzeczające
zmysłom. Jadłem rzeczy, którymi nie gardziły tylko bakterie. Jadłem i rzygałem
krwią, bo żołądek protestował czynnie przeciwko takiej krucjacie. Chciałem żyć…
Potem, wezwała mnie ONA. Starsza od węgla, pomarszczona,
jak owoc, który w kopcu leżał zbyt długo, albo jak egipska mumia wczoraj
odkryta dopiero. Przyszła i oblizywała liszaje na wargach patrząc na mój desperacki apetyt.
Chciała nagości, żeby się napawać moim upokorzeniem i biedą. Cuchnąłem, bo
bieda pachnieć nie ma siły. Ona też śmierdziała, ale przecież samobójczo nie powiem jej,
że czuję swąd dobywający się spod topowych kosmetyków… Cuchnęła trupem.
Starością zaawansowaną biblijnie. Cud, że przy kichnięciu nie rozpadła się na
fragmenty, które można byłoby zebrać na szufelkę i wyrzucić do odpadów
biodegradowalnych, albo przystąpić do nieskończonej układanki puzzla.
Stać ją było na kaprysy, a kiedy upatrzyła sobie mnie
– głodnego, bezbronnego wobec zastępów pasterzy utrzymujących jej ciało przy
życiu – nadepnęła tak mocno, aż straciłem oddech. Kusiła dostatkiem, ciepłem i
wszystkim tym, czego nie zdążyłem doświadczyć i uznawałem za senną marę. W
zamian – pragnęła mnie. Węszyłem, jak bezdomny kundel. Mimo cyklicznej higieny
cuchnęła rozkładem, ale… naprawdę głodny zeżre nawet papierowy talerz, jeśli
zostanie na nim ślad oliwy, czy przypalona skwarka z panierki.
Łaskawie kiwnęła palcem, bym się zbliżył, a potem
zesłała do łaźni. Błogość. Ciepło i miękkość wody rozczulały mnie i pożerały
łzy wzruszenia. Dawno nie było mi tak dobrze. Deszcz krystalicznej wody zdzierał ze mnie nawet PESEL, a co dopiero złudzenia. Gdy w końcu wyszedłem…
Oblizywała się, trzymając dłoń między udami… Jak cios
młotem dobiegła mnie świadomość, że lustro było weneckie i tylko śniłem mrzonkę
intymnej rozkoszy pod wielorakim strumieniem wody. Oblizała palce, zanim się
odezwała. A mówiła z godnością najmarniej królewską.
- Zbierz ze mnie kurz historii, uczyń młódką, a
nakarmię cię, czym tylko zapragniesz. Powiedz cenę, a kupię twoje oddanie na
wyłączność. Albo idź precz, nim daremnie spłynę sokami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz