Nie słuchałem ojcowskich oracji, choć nie silił się na
nieomylność. Mówił rzadko, oszczędnie. Sugerował ledwie, że pisząc, warto
pochylić się nad warsztatem, aby dziełu nadać jakość.
- „Książka telefoniczna spisana ręką mistrza, może być
pasjonującą lekturą”.
- Kunszt i kultura! – enigmatycznie nie dopowiadał, mimo
to, rozumiałem.
Nie przypuszczałem, że porazi mnie dożywotnio, jednak
nocami dopadam czytelnika – widzę, jak dostaje kataru, nim przebrnie opis nocy
w podbiegunowych lodach, jak czuje ból odgryzionej przez hienę stopy, podczas
tragicznej ekspedycji przez Czarny Ląd!
Nie szukam łatwych rozwiązań. Sięgam ciemnych
instynktów, pragnąc chcąc porazić zmysły nie wulgaryzmem, lecz wrażeniem.
Szansą na mgłę nieznanych brzegów.
"Kiedy byłem, kiedy byłem małym chłopcem hej,
OdpowiedzUsuńwziął mnie ojciec,wziął mnie ojciec i tak do mnie rzekł..."
to takie moje skojarzenie...
Nie mogę pochwalić się podobnymi rozmowami. Ani to dobre ani złe jest. Do wielu rzeczy dochodzi się różnymi drogami.
"najważniejsze, to być sinym
Usuńwicher silne drzewa głaszcze,
hej!"
Wicher giętkie drzewa głaszcze hej...
UsuńNa jakość swych słów nie możesz narzekać, czytelnik na pewno nie narzeka...
OdpowiedzUsuńtrzeba ćwiczyć, aż się uda.
Usuń