czwartek, 5 sierpnia 2021

Podwzrocze.

 

Widoki rozcieńczone mżawką zdają się spać, nieść przesłanie, jakie władza usiłuje wmówić wszystkim, nawet niewierzącym, że warto zostać w domu i nie przejmować się tym, czy kropelkowanie wirusa tej, czy innej choroby sięgnie naszych owłosionych łydek, albo wydepilowanych torsów. O poranku zamarły wróble, czając się w gęstwinie wybujałych tui, które aż drżały od wróblich emocji, choć nie ujawniły ani źdźbła ptasiej intymności. Najwyraźniej nie trafiłem na skrzydlatych celebrytów, gotowych poświęcić każdą z cnót dla popularności i musiałem zadowolić wzrok sześciometrowym ostrosłupem zieloności, kwilącym z uciechy i rozbrykanym bardziej, niż stado szczeniąt po posiłku. Z wysokości balkonu wymyślam potopy bynajmniej nie szwedzkie, czy biblijne. Zerkam na żłopiący wilgoć beton i stygnące po mozole lipca żywopłoty.

-Patrz! – chciałem powiedzieć, ale nie ma cię tutaj, więc krzyk mój marnotrawnym pozostał i zmierzał w pustkę, aż roztrzaskał się o ścianę naprzeciwko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz