Wrona
pod gąszczem sumaków znalazła czerwoną miskę pełną wody i usiadła u wodopoju bez
lęku patrząc, jak przewija się świt przed oczami. Sroka wybrała system
antenowy, siadając okrakiem na jednej z anten masztu. Dreptała w miejscu i
ćwiczyła odezwę do narodu. Włączać TV? Parka kawek negocjowała coś z parka
gołębi pod dębem – nie tym, którego zeżarł kozioróg, lecz zdrowego, jeśli
drzewo w Mieście może być zdrowe. Kobieta wyglądająca, jakby materiał ubrań
trzymał jej szkielet w jednym gabarycie spieszyła ku swoim ideom, inna, zdobna
w bukiet siniaczków, którym nie zdążyłem nadać imienia przemknęła w przeciwnym
kierunku. Słońce flirtuje z chmurami, liżąc ich tłuste brzuszki, aż się
rumienią, albo zgoła fiolecieją. Rudy kot daremnie wspina się na wybujałe, w
niebosiężne tuje, w gąszczu których skrywają się każdego popołudnia całe chmary
wróbli, które zatrudniły bodajże kopciuszka w roli koguta. Ptaszę mizerniutkie
trzeszcząc nieśmiało z wysokości rynny dachowej, albo piorunochronu, odmierza sekundy,
by przedwczesnym alarmem nie spłoszyć puchatych snów, dyskretnie nie wnikając w
sypialniane konfiguracje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz