Niebo zapłonęło
różem, co oznacza, że słońce za chwilę wstanie i jak osiedlowy pies snuć się
będzie niedospane, gnane potrzebą i półprzytomne, czekając chwili, by wrócić do
domu i dokończyć rozpoczęte przed chwilą sny. Spod nóg zrywa się kos, który nie
wytrzymał ciśnienia, a przecież nie widziałem go wcale, nim nie odfrunął w
popłochu, by przycupnąć na klombie i patrzeć z wyrzutem. W gąszczu drzew pierwsze,
nieśmiałe jeszcze przepychanki pierzastych zastępów szukających wyjścia z labiryntu
gałęzi.
Przypomniałeś mi moje wyprawy do lasu bardzo wczesnym świtem:)
OdpowiedzUsuńzapewne były tak pełne wrażeń, że trudne do opowiedzenia.
Usuńświt pachnie zdecydowanie bardziej tajemniczo, niż wieczór.
Podczas wakacji czytałam do świtu, a potem ubierałam gumiaki, brałam kundla ze sobą i ruszałam w las. Owszem, nie da się niektórych widoków i wrażeń zapomnieć, choć często było to kiczowate. A z drugiej strony, uważam, że w naturze nie ma ani grama kiczu. Nawet w tym jeleniu, stojącym na polanie w lekkiej mgiełce, podświetlanej wchodzącym słońcem. Wiem, widziałam:)
Usuńkiczem jest jedynie pisanie o tym, bo przeżywanie nie ma absolutnie nic wspólnego z kiczem. a nawet, jeśli, to wolę taki kicz, niż wyrafinowaną pustkę, albo cywilizacyjne bełkotanie.
Usuń